Niedziela upłynęła mi pracowicie.
O 7.00 wyskoczyłam na zewnątrz.
Uznałam, ze dość chłodno ale chyba będzie słoneczny dzień i pora popracować.
Posadziłam do kastr pomidory i papryki.
Na rabatę trafiło kilka czarnuszek, didiskusy i maki.
Odchwaścilam spory kawałek rabaty porośniętej gwiazdnicą, która była tam tak gęsta że tworzyła dywan.
Gwiazdnica to wredny chwaścik. Te cieniutkie korzonki…
Przytargałam na taras donice z kannami i judaszowcem (nadal wyglada jak goły patyk ale ma trochę dwumilimetrowych listków. Może ciepło go w końcu zmobilizuje.
Do doniczek przesadziłam brunery i kilka jeżówek. Rosły w różnych zadziwiających miejscach takich jak ściezki.
Na razie nie jestem pewna gdzie trafią. W sporych doniczkach łatwiej je upilnuję.
Zrobiłam przegląd ogrodu.
Chyba w tym roku nie zabiorę się za zmiany na skarpie. Za dużo czasu i energii zabiera taras i ścieżka za domem.
Dziś w dodatku padł pomysł aby przy tarasie, w samym narożniku skarpy, wykorzystać ukształtowanie terenu i zrobić malutką kaskadę z łupka.
Pompa, kastra budowlana, spora kratka albo jakoś zamocowana siatka na kastrze i kamienie.
W upalny dzień siedzę sobie w kąciku, popijam wodę z lodem a woda sobie szumi.
Teoria jak widzicie jest dopracowana, zobaczymy co z realizacją.
Prawa część skarpy, porośnięta floksami szydlastymi oczywiście wiedzie prym ale po drugiej stronie schodow lada moment zrobi się kolorowo. Poki co tylko kocimiętki ale za moment szałwie pokażą kolor.
Na skarpie rozszalały się szałwie. Rozsiały się w ubiegłym roku. Parę cieplych dni i zacznie się szałwiowy pokaz.
Pąki na rózach napawają optymizmem.