Zapomniałam wspomnieć, że oprócz kota jest jeszcze pies.
Tu jest świeżo po myciu. Stopień kudłatości jest dostosowany do aktualnych warunków atmosferycznych, czyli ujemnych temperatur (w porze ciepłej jest strzyżona na krótko).
Pies jest suczką, wabi się Dasza i oczywiście też ma swoją historię. Moja córka znalazła jej zdjęcie na stronie internetowej lubelskiego schroniska. Zdjęcie było delikatnie rzecz ujmując niekorzystne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fotogeniczność Daszki. Wyglądała jak siedem nieszczęść, a ja od razu wiedziałam, że to ta jedyna. Kiedy zabrałyśmy ją ze schroniska to była kilkumiesiecznym szczeniakiem z traumą. Był to pies odebrany poprzedniemu właścicielowi z powodu zaniedbań. Po 6 latach obecności w naszym domu nadal jest bardzo strachliwa, najbardziej boi się hałasu (burza, sylwestrowe fajerwerki czy nawet uliczne odgłosy są dla niej trudne do zniesienia). Z tego powodu bardzo nie lubi wychodzić na spacery w mieście. Tymczasem na wsi pies zmienia się nie do poznania. Tutaj w ciszy i na ogrodzonej posesji czuje się bezpiecznie i widać, że jest szczęśliwa. Myślę, że nasz ogród to też spełnione psie marzenie o poczuciu bezpieczeństwa. Na razie Daszka znowu mieszka w mieście z moją córką, która studiuje (bo w zasadzie to jej pies). Ale nie ma wątpliwości, że uwielbia wycieczki na wieś.