Mój M. Starszy syn też próbuje. Ale ta trawa wyłożona po ścięciu wygląda podobnie jeśli kosi się kosą spalinową i zamiast żyłki zastosuje się nóż. Leży wtedy w równych rządkach. Ale kosę też mamy w użyciu. Często na wiosnę pokrzywę i konicznę kosimy dla świń i kur teściów kosą, bo po kosiarce spalinowej nie wolno im tego jeść.

A ja się w tym roku nauczyłam (hmm duże słowo) "machać" kosą

Ja umiem tylko machać, ale niewiele roślin się po tym machaniu ucina, najczęściej się pokładają i śmieją ze mnie.

U mnie zakwitł grubosz. I to ten młodszy wyhodowany z jednego listka 4-5 lat temu. Starszy egzemplarz nigdy nie kwitł, a młody zrobił niespodziankę.
Tak wyglądał początek kwitnienia.






A tu już w pełni kwitnienia i po przesadzeniu do większej doniczki

Agnieszko, pierwszy raz w życiu widzę kwitnącego grubosza!!! Piękny jest, widać że masz dobrą rękę do kwiatów ( w pamięci mam też palmę-olbrzyma)

Grubosze kwitną ponoć jak są w lecie wystawiane na dwór. Moja znajoma ma kwitnący okaz od 30 lat i jak nie wystawiała kilka razy, to one nie kwitły.
Lubisz kwiaty, to i kwiaty Ciebie lubią.
Ja też mam kosę i sierp. Ale trudno wytłumaczyć naszym "rolnikom", że trawę trzeba pięknie docinać, dokaszać. Choć jak mój ojciec skosi kosą sad, to mucha nie siada. No, owce byłyby lepsze do koszenia, z pewnością. Ale od sąsiadów nie dała się przeprowadzić jedna, Dora - się nazywała. Uparła się jak baran i nie poszła.

Nie wiem dlaczego, ale u mnie kwiaty w domu szaleją. Paprocie tak długie, że po ziemi się ciągają, ficusa dębolistnego wyrzuciłam, bo 1/5 salonu mi zajął, palma do sufitu, cissus w kuchni do szafek włazi. Chwilami nie wiem czy to dobrze czy źle.

Pszczelarnia napisał(a)

Grubosze kwitną ponoć jak są w lecie wystawiane na dwór. Moja znajoma ma kwitnący okaz od 30 lat i jak nie wystawiała kilka razy, to one nie kwitły.
Lubisz kwiaty, to i kwiaty Ciebie lubią.
Ja też mam kosę i sierp. Ale trudno wytłumaczyć naszym "rolnikom", że trawę trzeba pięknie docinać, dokaszać. Choć jak mój ojciec skosi kosą sad, to mucha nie siada. No, owce byłyby lepsze do koszenia, z pewnością. Ale od sąsiadów nie dała się przeprowadzić jedna, Dora - się nazywała. Uparła się jak baran i nie poszła.

Moje grubosze nigdy na dwór nie chodzą
Owieczka... miły akcent byłby.

Agniecha, taka rasa wrzosówka np., bardzo towarzyskie i wielkie owce.

Wiesz, od wiosny do jesieni chętnie przygarnę, ale co z nią w zimie zrobić?