Haniu – tak, tak jak wszyscy pochłonięta jestem nadrabianiem tego, co można było rozłożyć na raty, gdyby nie ta „druga zima”. W Twoim świecie pewnie już wszystko (jak zwykle!) na glanc, zajrzę, by się upewnić. Na razie pozdrawiam i dziękuję za odwiedzinki
Joasiu – na uwierzyć nie mogę, że znowu ktoś przełknął mój cały wątek... Tiaaa... Numer żeniszkowo-kartoflany udał mi się jak mało co. Gdyby nie to, że kartofle nabywam pyszne od rolnika, to pewnie hodowałabym parę krzaczków (na niedzielne obiady)...
Ale chyba się już domyślam, jak funkcjonuje to zainteresowanie moim wątkiem: po prostu tych, co zaczynają od początku przyciąga słowo „puste pole”... No i każdy chce wiedzieć, czym ta pustka została napełniona. Ja tę pustkę napychałam, napychałam, aż doszłam do perfekcyjnego, jarmarcznie kolorowego, pękatego chaosu, który przez ostatnie trzy lata porządkowałam metodą roszad (czyt.: zmagałam się siłowo przenosząc naprawdę duże rośliny) – no i jest, co jest. Więc i u Ciebie też będzie dobrze, bratnia duszo!
Basiu – wiesz co, Ty przynajmniej musisz w pewnym momencie przerwać pracę, żeby do domu wrócić. Ja już sobie wyobrażam, co by było, jakbyś tę działkę miała pod domem i nie musiała na nią jeździć. W lampce czołowej byś robiła, ha, ha...

Nie szukajmy daleko: ja wczoraj aż do zmroku podlewałam, żeby nawozy się lepiej wchłonęły. Zresztą moje piachy można lać, lać, lać.......
Ewuniu – gdzie mi tam do Twoich pomysłów! Mnie czasem coś ... jak tej ślepej kurze ziarnko ... się uda... Buźka!
Z ostatniej chwili: przestało padać. Oo, i słonko... ! Lecę! Pa!