Drogie kobitki! Przede wszystkim dziękuję, że nie opuszczacie inwalidy w potrzebie!



Sytuacja wygląda tak, że poprawia mi się po południu i wieczorem, natomiast poranki są na prawdę straszne. Opowiedziałabym wam dzisiejszą przygodę, kiedy to małżonek szanowny musiał mnie niemal na własnych plecach ewakuować, ale nie będę, bo potem człowieka o epatowanie makabrą oskarżają.
Ale po śmiszno-strasznych porannych przeżyciach zrobiło mi się na tyle nieźle, że zagoniłam M do przesadzenia jednej rózy, bo była za blisko innej. A następnie z pozycji siedzącej obfotografowałam nieco interesujących obiektów. I teraz, w nagrodę za cierpliwość, wyrozumiałość, dobre słowo i obecność: kolorowe impresje przedburzowe
Miniaturowa różyczka, zakupiona specjalnie, aby zdobiła żardinierę. Czeka na odpowiednią doniczkę, ale prezentuje się już malowniczo.
Prawie ostatnie lawendy. Po nich to już tylko zapach w torebkach.
Pióropusze.
Ostatnie kwiaty Dainty Bess. Oby zakwitła jeszcze raz!