Warszawa biega, to fakt. Na studiach koleżanka ze Szczecina mówiła, że to było pierwsze, co ją zdziwiło. Ludzie biegną do przejścia dla pieszych, wbiegają do sklepu, nawet jak godzinę podają, to się nie zatrzymują.
Ale nieżyczliwości dużej nie widzę, może za mało z domu wychodzę.
Sprzedawczynie są miłe, sąsiedzi fajnie. Na Laurkę też nikt jeszcze nie nakrzyczał - wręcz przeciwnie, już nieraz dostała cukierka czy zabawkę i jest życzliwie zagadywana.
Nawet ten facet od wypadku na nas nie krzyczał. i teraz życzliwie rozmawia przez telefon.
Gabik, jeśli z domu rzadko wychodzisz to pewnie nieżyczliwości nie dostrzegasz, bo gdzie mogłaby ona się schować? Ale niestety ona jest i to w stężeniu toksycznym niestety. Ale na szczęście dla Warszawiaków, widzi się to dopiero, gdy ma się inną perspektywę, co potwierdza też Ewa. Dopiero jak się pomieszka w miejscu, gdzie ludzie uśmiechają się do siebie na ulicy, to sie widzi, że jednak te panie w sklepie najczęściej nie sa miłe (choć oczywiście nie zawsze), że zamiast pomóc, to wznoszą oczy do nieba jeśli klient nie wie tak do końca co chciałby akurat kupić. Że pielęgniarki w przychodni dziecięcej są zwyczajnie opryskliwe (może znowu nie miałam szczęścia), zamiast zrobić wszystko, aby zestresowane już sama obecnością w takim miejscu matka i dziecko , poczuły się dobrze. Że kierowcy na ulicach zachowują się jakby zostali z wiezień powypuszczani i groźne, okropne sytuacje zdarzają się praktycznie każdego dnia.Super, że masz szczęście do miłych osób, ja pewnie nie mam. Ale pamiętam, że kiedy mieszkałam w Warszawie tez nie wydawało mi się żeby jakoś specjalnie niemili ludzie byli dookoła mnie. Dopiero teraz to widzę. I na prawdę mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.
A moim dzieciom stojącym pod drzewem na podwórku wczoraj, od tak przechodząca kobieta urządziła awanturę, że na pewno to drzewo zniszczą i że zaraz zawoła policję i chyba nie chcą, żeby rodzice mandat płacili... : ) To już kolejny raz, na mnie też policję chciała kiedyś wzywać bo samochodem musiałam podjechać pod blok ciężar zapakować. Ona tu nie mieszka co ciekawe. Jeszcze raz zobaczę to tym razem ja jej powiem że wezwę policję za zaczepianie dzieci i awanturowanie się, oraz psa nie na smyczy i bez kagańca. Spokojna próba reagowania na taką dziwną agresję nie działa. I to jest właśnie dziwne i za to czuje się bezradność i złość.
Moi mili sąsiedzi, którym zdawało się, że mają zaklepane miejsce na publicznym parkingu o czym nie wiedziałam, kiedy się wprowadziłam kilkukrotnie przebijali mi opony, zamiast powiedzieć, że im zależy na tym akurat postoju, czy coś takiego. Nie wiedząc kto i dlaczego zwróciłam się z prośbą o pomoc do policji i... kazali mi sami złapać niszczycieli... Teraz już wiem kto niszczył nasz samochód i co? Za moje nerwy, pieniądze mam się zrewanżować? Nie poniżę się do tego. Ale takie sytuacje są obrzydliwe i dosyć częste.
Koleżanka z Paryża mówi, że w Warszawie jest świetna obsługa, sprzedawczynie miłe i na infolinii można się czegoś dowiedzieć. Czyżby tam było jeszcze gorzej?
Ja naprawdę nie pamiętam, kiedy spotkałam się z bezinteresowną i bez powodu złością. I nie widzę różnicy między Warszawą, a innymi odwiedzanymi miejscami.
Przez ostatnie 5 lat mieliśmy 8 czy 9 stłuczek samochodowych, o różnym stopniu ciężkości. Nigdy nie spotkaliśmy się z tym, żeby ktoś się wypierał, wyskakiwał z samochodu i wrzeszczał itp. Jak Jarek poprzedni samochód skasował, to się nie doczekali na policję i rozeszli się w pokoju w końcu.
Zostawialiśmy torebki, portfele i dokumenty w różnych miejscach i zawsze się znajdowały (no, raz w taksówce komórka zaginęła).
Ano właśnie. Też niestety pamiętam podobne przypadki. I nie zapomnę jak pielęgniarka przed szczepieniem robiła wielką łaskę żeby dziecku temperaturę zmierzyć, bo przecież mogłam to sobie w domu zrobić! Tylko, że dziecko w domu wyglądało normalnie,a w przychodni zrobiło się gorace i czerwone. ALe mogłam zmierzyć w domu! No myślałam, że ją własnymi rękami uduszę. Do dziś to pamiętam. Ile złości musi być w takiej kobiecie, skoro tak potrafi zareagowac mając przed sobą kilkutygodniowe niemowlę i zdenerwowaną matkę? Coś takiego po prostu nie powinno się zdarzać, a przeciez to nie był jakiś wyjątek tylko jeden z wielu podobnych przypadków. Skąd to się bierze? Z tego, że mało zarabiają? No może, ale precież sa lepiej płatne zwody i nie wymagające aż tyle empatii. Nie rozumiem tego, na prawdę.
A to kilka przypadków z ostatniego tgodnia:
- po zapalenu się zielonego światła dla pieszych, terenowy samochód ruszył z piskiem opon, nieomal po palcach ludzi, którzy już na te pasy weszli
- Tessa siedząc na krzesełku w tramwaju zamachała, jak to dziecko nogami i dotknela młodą kobietę stojąca blisko tegoż krzesła - gdy to zobaczyłam, zwróciłam jej uwagę, żeby uważała, wtedy owa pani opryskliwie dała wyraz swojemu niezadowoleniu z powodu zachowania czteroletniego dziecka!
- pan stojący przede mną w kolejce do kasy w lodziarni Grycana, rozmawiał przez telefon, a kasjerka czekała na połaczeni terminala z bankiem. Mój bład poległ na tym, że wydawało mi się, że pan powinien podpisać rachunek i zapytałam czy mógłby na chwilę przerwać i podpisać. Jego reakcja była taka, jakbym usiłowała go zamordować - głos tak podniesiony, takim tonem, że zwyczajnie oblatuje człowieka strach, że jeszcze chwila, a zacznie bić. A wystarczyło powiedzieć, że czekamy, bo trwa łaczenie z bankiem.
- stoję w kolejce do kasy w sklepie sportowym, a przede mną jakaś pani jest zaskoczona wysokościa rachunku. Usiłuje spokojnie policzyć dlaczego musi aż tyle zapłacić. kasjerka opryskliwie wymienia kolejne pozycje, a w międzyczasie wznosi oczy do nieba w gescie wskazującym na ostateczne zniecierpliwienie. Jest zwyczajnie bardzo niemiła.
Cztery takie sytuacje w tydzień. To jednak stanowczo za dużo. Nie ma żadnego powodu, aby to znosić. Na prawdę żadnego.
Witaj Syla Kupiłam oczywiście! Jedną książkę o ogrodach japońskich i jedną o chorobach roslin, bo mnie strasznie stresuje jak mi cos choruje ,a ja nie wiem na co. I sekator
Potwierdzam, z duża przykrością niestety. Chociaż może nie aż w stężeniu toksycznym, ale to takie przykre jest.
Gabi napisała, że "nawet facet od wypadku" nie nakrzyczał - ale to nie chodzi o takie sytuacje, kiedy ktoś mógłby mieć jakiś powód do bycia niemiłym, nerwy mu puszczą itd. To właśnie chodzi o takie sytuacje kiedy nie ma najmniejszego powodu, a jednak ludzie są dla siebie nieżyczliwi. Albo czesto nawet powinni być uprzejmi bo to część ich pracy.
Ja kiedyś tego nie dostrzegałam i wydawało mi się, ze niemiłe sytuacje po prostu się zdarzają (mnie osobiście one się zresztą rzadko zdarzają, raczej widzę jak zdarzają się komuś) i jest po prostu normalnie. A teraz widzę, ze nie bardzo.
To chodzi też o takie drobne rzeczy, jak to że lekarz wita się z pacjentem podając mu rękę, albo że panie w sklepach nie zaglądają między regały podejrzliwie, żeby sprawdzić co też klient tam robi i czy czegoś nie wyniósł, bo każdy klient to potencjalny złodziej.
Ja raczej mam szczęście do ludzi. Znam w Warszawie całe masy przemiłych ludzi. Spotykam takich przypadkowo załatwiając różne rzeczy. Pani Ola z Urzędy Dzielnicy, która nam wydała warunki zabudowy, a jakby chciała to mogła ciągnąc jeszcze tę sprawę i ciągnąć, albo super fajny i profesjonalny doradca finansowy z firmy na N, który uruchamiał stare znajomości w sądzie, żeby znaleźli moje pełnomocnictwo, albo agent nieruchomości który prowadził transakcję kupna naszej działki i który załatwił nam warunki przyłączenia mediów, bo wiedział że ja w poniedziałek lecę do Niemiec i już nie zdążę, i całkiem nic za to nie chciał. Już mu zapłaciłam, pożegnaliśmy się i nic więcej nie musiał robić. Tak po prostu, powiedział "to ja pani to załatwię, mam w biurze takiego chłopaka to on poleci złożyć wnioski". Życzliwych, fajnych, zaangażowanych. Nieczęsto zdarza się mi się coś przykrego.
Ale przykrych sytuacji widzę masę. Administratorowi naszego osiedla porysowano samachód, bo pewnie kogoś pouczył, żeby nie parkował tam, gdzie nie wolno, bo śmieciarki nie mogą przejechać. Mnóstwo niepotrzebnych sytuacji. Szkoda.
No i nie wiadomo jak na to reagować, a jednocześnie grzeczny spokojny człowiek czuje się jak frajer i frustracja rośnie.
Lepiej o tym nie myśleć, chyba...
Ale ja też spotykam się z wieloma sympatycznymi osobami np. pani w piekarni pamięta, ze lubię chleb z bardzo przypieczoną skórką i zawsze mi taki wybiera sama z siebie : ) Zawsze bardzo mnie wzrusza jeśli ktoś postara się jakoś bezinteresownie dla mnie : )