Mój ogródek daleko, daleko ...a my na wakacjach. Ponieważ jednak człowiek przyzwyczajony do posiadania dostępu do sieci, bez sieci jak się okazuje żyć nie może, poszliśmy do Pana Kempingowego i nabyliśmy tygodniowy dostęp. Co w ogródku - nie wiem. Jesień w Palatynacie jest zwykle dość deszczowa (całkiem tak samo jak lato w Palatynacie

) - i na to liczę, jak wspomnę moje cztery doniczki z chryzantemami, z czego w jednej tymczasowo mieszkają też żurawki.
W drodze na wakacje też zresztą padało. Zatrzymaliśmy się w Lyonie, celem zwiedzania, a tam - jesień.
Padało. Kasztany spadają. Francuzi mówią po francusku. Na szczęście nie tylko po francusku, dzięki czemu dowiedziałam się od spotkanych w parku miłych Pań Spacerowiczek, że oni, Francuzi, kasztanów nie poświęcają na ludziki, ale wkładają je do szafy i przeganiają nimi mole. No, cóż, nie wiem czy to działa, ale może, może... kto wie?
Zostawiliśmy więc ślad i pojechaliśmy dalej.
Z chęcią wrzuciłabym jeszcze kilka zdjęć z Lyonu, bo jest to miasto w pięknym kolorze ochry (w swojej starej części), które naprawdę warto zobaczyć - z mnóstwem schodów, schodków, wąskich przejść i krętych uliczek, z dobrze zachowanym rzymskim amfiteatrem i fascynującym Muzeum miniatur i scenografii filmowych (można tu zobaczyć oryginalną scenografię z "Pachnidła"), ale Internet od Pana Kempingowego to jest baardzooo wooolnyy Internet i każde zdjęcie ładuje się po parę minut. Niestety.