Ciąg dalszy – ostatni, czyli jak zapewnić sobie zastrzyk endorfin.
Kolejnymi etapami prac było: najpierw położenie siatki potem na nią ziemi (warstwa ok. 4-7 cm), wałowanie, delikatne przegrabianie, nawożenie, wysiew i torf na wierzch.
Zakrycie siatką obszaru trawnika poszło gładko. Panowie uwijali się sprawnie, stosowali ładne zakładki i na rabaty wyprowadzili ok. 20-50 cm zakładki w zależności od miejsca. Ale co zrobić na krawędziach? Panowie chcieli zostawić ją na wierzchu niczym niezasłoniętą. Zatem należało pokazać, jak powinni ją „podłożyć pod rabatę”, pozakopywać. Ale i tak w wielu miejscach na obrzeżach trawnika i styku z rabatami siatka wystawała ponad ziemię. Znów wzięłam się za łopatę i zaczęłam siatkę wkopywać. A może był taki zamysł, aby rabata była osnutą woalem plastikowej siatki?
Musiałam też powyciągać sznurki odcinające rabaty, bo w niektórych miejscach panowie je przykryli siatką lub w ogóle ją usunęli. Po raz trzeci, a tego dnia drugi, wyznaczałam więc linię rabat, aby panowie wiedzieli, gdzie siać trawę, a gdzie rabata już się zaczyna. Żyłam nadzieją, że ten raz, trzeci – powinien być ostatni zgodnie z zasadami. I nie pomyliłam się
Przed wysiewem trawy zostałam poproszona przez szefa o weryfikację, czy podoba mi się ukształtowanie, tj. wyrównanie terenu. Już tyle razy zwracaliśmy uwagę na wyrównanie podłoża, że teraz wiedziałam, że wreszcie musi być w miarę ok. Natomiast pierwsze co sprawdziłam, to głębokość pokrycia siatki na krety warstwą ziemi, okazało się, że na ok. 25-30 m2 jest jej za mało (warstwa ok. 1,5-3 cm), zaś w innych miejscach trawnika siatka była na ok. 6-8 cm. Po prostu rozparcelowano ją nierówno: więcej tam, gdzie droga była najkrótsza od hałdy ziemi, tak, aby jak najmniej się napracować. Zatem trzeba było wstrzymać się z wysiewem i dosypać ziemi. Ale skąd ją wziąć? Całą zużyto. Trzeba było podbierać ziemię z rabatek. Zdębiałam natomiast, gdy zauważyłam, że najwięcej ziemi jest narzucone na pas ziemi przed ogrodzeniem przeze mnie zwanym „przedpłociem”, gdzie ma być sadzony żywopłot. Było tego pewnie ok. 10 taczek, a potrzebnych było 3-4. W rezultacie przed ogrodzeniem utworzył się wał oporowy długości ok. 14 m. Dlaczego? A bo tu było najbliżej taczką przejechać i po twardej drodze. W końcu wywrotka ziemi została wysypana przed ogrodzeniem w bramie. W rezultacie w innym miejscu ziemi zabrakło na przykrycie siatki, ech. Kazałam oczywiście wał likwidować i sypać w miejsce źle pokryte oraz na rabaty. Proste. A jednak nie. Pan, który dostał tę dyspozycję, ściągał tak ziemię z przedpłocia, że zamiast zbierać ją równomiernie z góry wału, to wybrał ją tylko z jednego miejsca i to nawet poniżej poziomu drogi, czyli z ziemią pierwotną. No bo trzeba by taczkę przestawiać. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, co jest robione i kazałam wybierać z całej długości wału. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie będą skutki tego wybierania ziemi również z glebą rodzimą. Wydawało mi się, że jedyny skutek to fakt, ze panowie będą musieli z powrotem dół zasypać i równomiernie rozgrabić ziemię przerzucając ją z części, gdzie jej jest za dużo, w miejsce gdzie zrobili doły. Jak w czeskim filmie. W koło Macieju. Jednak najdotkliwsze skutki tego odczuwam teraz. Na przedpłociu rosły w zasadzie same chwasty. Były one zglebogryzarkowane i na to wysypana nowa ziemia, a potem miał być zasadzony żywopłot oraz teren opielony i wykorowany. Tym samym wybierając ziemię zbyt głęboko, aby dosypać pod trawnik, panowie nasypali ziemi nie tylko nowej ale i tej bardzo zachwaszczonej (z nasionami chwastów). Wobec tego teraz mam głównie chwasty na tych 25-30 m2 (południowa strona). Widać dużą różnicę w zachwaszczeniu pomiędzy pozostałymi obszarami trawnika, a tym właśnie. Koszmarem jest opielanie tego fragmentu, więcej chwasta niż trawy! Płakać się chce.
Zdjęcia nie oddają faktycznego stanu rzeczy:
No ale to okazało się po czasie. Natomiast dalsze prace to wysiew nasion. Przed wysiewem nasion trawy "zaszczepiono" podłoże mikoryzą do trawników:
Nasiona wysiewano przy użyciu zmyślnego siewnika, który posiadał duży, dziurawy walec robiący zagłębienia w ziemi, w których osiadały ziarenka trawy.
Jazda siewnikiem:
Nasiona wpadają we wgłębienia po walcu siewnika:
Obrzeża trawnika przy rabatach należało dosiać ręcznie, gdyż siewnik ten był za duży, aby zrobić to precyzyjnie. Niestety (karmienie dziecka) nie uczestniczyłam (pewnie szef również nie) przy tych pracach, w rezultacie oglądając wschody trawy, można było zaobserwować, że obrzeża trawnika są rzadkie lub w ogóle trawa tam nie wschodzi (w niektórych rejonach oczywiście) tak, jakby po prostu nie było tam nasion.
Następnie nasiona przykryto warstwą torfu, ok. 1 cm.
Torf urabiany w taczce (mieszano dwa rodzaje):
"Sianie" torfu, czyli pokrywanie nasion (jakoby zabezpiecza przed wysychaniem i wydziobywaniem przez ptaki - i to prawda!):
Nasiona pokryte torfem i podlane (kolor ciemnobrunatny):
Panowie rozłożyli jeszcze linie kroplujące i zabrali się. Tymczasem my czekalismy na rezultaty prac. System nawodnienia w niektórych miejscach nie dolewa wody (przy 3 szmaragdach nie dolewał w szczególności) oraz przy kostce z przodu domu i na niewiele zdała się wymiana dyszy na egzemplarze o większym zasięgu (po prostu wody dolatuje tam za mało). W innych za bardzo leje na rabaty. Na razie to nie jest istotne, bo rabaty są puste.
A tu widać jak obsycha torf po zraszaniu trawą, najjaśniejszy jest w miejscach niedolewnanych lub suchych:
Kiełkowanie:
Przy 1-szym koszeniu (ok. 2 tygodnie po 1-wszych wschodach trawy) panowie domontowali dodatkowy zraszacz przy 3 szmaragdach, gdyż jak wspomniałam w tym rejonie była Sahara. A także dosiali ręcznie trawę w rejonach najbardziej "łysych".
Trawa przed 1-szym koszeniem (brunatne plamy to miejsca, gdzie trawa nie wzeszła - za sucho, za rzadko siana lub nie została zasiana):
Domontowanie dodatkowego zraszacza przy szmaragdach, po 1-szym koszeniu:
Moim zmartwieniem jest fakt, że zasiano mi trawę dekoracyjną zamiast uniwersalnej (zorientowałam się poniewczasie), a także chwasty od strony południowej trawnika. Ale jak powiedział mi szef: badania naukowe wykazały, że zanurzenie rąk w ziemi, prace ogrodowe skutkują wylewem endorfin u człowieka. Zatem w ten oto sposób można zapewnić sobie przynajmniej na jakiś czas dopływ endorfin i poczucie szczęścia