Dziewczyny - nie narzekajcie, że mąż 100 razy pyta i grzecznie wykonuje polecenie

Taki małż - to skarb. Boo... Mój np. wykazuje własną inicjatywę, a ja mam się cieszyć i nagradzać za nią... A i czasami się kłócimy - bo on coś sobie wymyśli a ja się z tym nie zgadzam. Często macham ręką i mówię - dobrze, zróbbmy tak jak ty to widzisz. A w zupełnie innym miejscu robię coś tam po swojemu, albo później - obok realizuję swój zamysł, ale tak, żeby potem to jego chciejstwo w miarę bezboleśnie włączyć w swój projekt. Ale to wtedy, kiedy przez porównanie małż stwierdzi, że to co zrobiłam ładnie wyszło i mu się podoba. Oczywiście o swoim wykonaniu już nie powie, że mu się nie podoba, tylko delikatnie zasugeruje, żebym swój zamysł pociągnęła w jakimś tam kierunku, a to że po drodze mam zaadoptować "sporny" teren - to już szczegół

Ale też czasem pomysły małżonka są bezcenne i ja tylko trochę je koryguję w wykonaniu. Wtedy robota aż się kurzy

No i ciężką pracę wykonuje bez skarżenia się. Jak widać muszę czasami nie od razu do celu zmierzać, tylko trochę pokluczyć

O np.: gdybym oficjalnie kupiła takie klapki z kolcami do areacji trawnika, to warknąłby, że ja tylko kasę wyrzucam na byle co. Więc kupiłam po cichu i schowałam w bałaganie rzeczy ogrodniczych, pozwalając po jakimś czasie na odnalezienie ich przez małżonka - ale wtedy kiedy walczyłam z trawnikiem widłami. Małżonek założyła te laczki z kolcami na stópki i ze śmiechem kroczył po trawniku - nabijając się ze mnie, że tak się męczę widłami hi hi... No i osiągnęłam swój cel - prawda ? hi hi...