popcorn – u mnie pierisy sobie rosną nie przejmując się niczym…nawet nie przeszkadzam im mój futrzak, który niekiedy w szale zabawy lekko je stratuje. W tamtym roku majowe przymrozki zmroziły im młode listki, ale szybko się zregenerowały i nadal pięknie rosną. Mam nawet chyba gdzieś fotkę…zaraz poszukam…
Tak wyglądał jeden z moich pierisów 7 maja w zeszłym roku. Brzydkie listki, a właściwie całe wierzchołki ciachnęłam sekatorem i po bólu…pieris przeżył i ma się zupełnie dobrze.
Kasik – no Kasiu, ruszyłam wreszcie cztery litery i wzięłam się do roboty…już był najwyższy czas, żeby dokończyć wiosenne porządki. Jeszcze tylko zostało mi przyciąć ogromne bukszpanowe jajo, rozsypać świeżą korę, dokończyć rabatkę hortensjową i powiększyć rabatkę przy ciurkadełku (strasznie rozrosły się iglaki i biedne już się nie mieszczą)… a potem to już będę tylko leżeć i pachnieć…no i oczywiście podziwiać ogród.
A co do masażysty to faktycznie, z tym młodym, umięśnionym o śniadej karnacji może być ciężko (zwłaszcza w moim wieku…hi hi), ale ty masz OK… prywatna masażystka…zazdroszcze, oj zazdroszczę!!!