Czyszczenie szło opornie, dziś reszcie sadzonek poświęciłam 6h (12szt). Tylko w jednej sadzonce nie znalazłam nic, była w innej doniczce i jako jedyna miała duże, ładne przyrosty. Nie wyobrażam sobie tych czynności na skarpie

.
Otrzepywanie z ziemi, moczenie w wodzie, wygrzebywanie ziemi z zakamarków patyczkiem, płukanie, wylewanie wody do kratki kanalizacyjnej na ulicy, bo przecież mogło coś w niej być (sąsiedzi już mnie mają chyba za totalną idiotkę

).
Teraz mam dylemat co mam zrobić z wytrzepaną ziemią. Dokładnie ją sprawdzałam, ale na 100% coś przeoczyłam. Cały wór jej mam. Na razie szczelnie zamknięty i włożony do drugiego równie mocno zawiązanego.
Widoki i sprzęt nieciekawy, ale trudno
Nie wiem, czy po takiej akcji cisy się przyjmą. Nie dość, że opuchlaki zjadły mnóstwo młodych korzeni, to ja też naruszyłam je mocno.
Ten był jeszcze w dobrym stanie
Ten już nie, tylko kilka świeżych korzonków
Jeden był całkowicie ogołocony z miękkich korzonków (brak zdjęcia), jak ten zaschnięty na skarpie, posadziłam go, ale nie wydaje mi się, aby przetrwał.