Witam się w Nowym Roku! Pewnie cosik z tej malinczej butelczi z obrazka wczoraj ubyło Życzę Ci Eliso, żebyś z równym, albo i jeszcze większym humorem i werwą weszła w 2024!
Z tej malinczej butelczi ubyło telko cosik, bo mus beło Nowi Rok przewitac w pionie...
bo w poziomie beło by lecho...i mogło bec tak, że..."ja chceł cos rzeknąc, ale mnie ktos nadepnął na język..."
Dzięki za piękne życzenia...i odwzajemniam je Tobie i wszystkim ogrodomaniakom...
Hahaha no i właśnie o takiej ułańskiej fantazji mówiłam, znowu się uśmiałam A jeszcze zdradzę Ci w sekrecie, że jak przedwczoraj kopałam pod nową linię rabat, to mi się przypomniał Twój opis z początku wątku, jak z mężatym przenosiliście tą ciężką muszlę, chichrałam się do siebie, jak głupi do sera, jakby mnie kto z boku obserwował, to zacząłby mieć poważne wątpliwości co do mej poczytalności
Wiesz, po fakcie można było sobie ulżyć w żartach, ale w trakcie tej, naprawdę cięęężkiej pracy, nie było mi wówczas do śmiechu. Po zachowaniu, rozjuszonego złością, eMa sądziłam, że to już moja ostatnia jakakolwiek wykonywana praca, nie tylko w ogrodzie ale i w życiu, przed ostatnim namaszczeniem...
Podczas tej ogrodowej rewolucji były wtedy tylko dwa wyjścia:
1/ odciąć w cholercię te ogromne betony, w których były zakotwione druty muszli, tracąc tym samym stabilizację całej konstrukcji...(nie wchodziło w grę)
2/ wezwać operatora z koparką, by wyciągnął w całości zespawaną muszlę i przestawił na docelowe miejsce...(też nie)
To drugie mogłoby się udać, pod warunkiem, że byłby jakikolwiek swobodny dojazd takiego ciężkiego sprzętu.
Dodam, że istniały już chodniczki i urządzone rabaty, które takim przejazdem koparki byłyby unicestwione w 100$...nie w 100$, a w 100%...
I jeden pomysł zły i drugi gorszy...dlatego został tylko jeden sposób...nasze, zmobilizowane do granic możliwości, siły własnych mięśni dopingowane złością eMa...teraz po latach wspominamy to ze śmiechem, ale wtedy... ło matko myślałam o ucieczce do lasu na wieczną tułaczkę, albo o pogodzeniu się, że zostanę zakuta w dyby... przez osobiście wybranego ślubnego...
Na moje szczęście historia zakończyła się dobrze... Muszla obrosła winobluszczem, miejsce w niej znalazła czerwona romantyczna ławeczka...cudo
Elisko super humorystycznie opisałaś tą ciężką robotę, którą dla nas wszystkich przypomniała Daria bez poczucia humoru trudno byłoby żyć na tej planecie