Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Optymizm nad wszystko, choć daję sobie prawo (z racji nadgryzienia zębem czasu) do zrzędzenia, co jakiś czas. Urodziłam się, wychowałam i dojrzewałam w dużym mieście. Po urodzeniu pacholąt wyprowadziliśmy się na wieś (było idealnie ze względu na dzieci- miały wolność, samodzielność i bezpieczeństwo). Potem zrobiło nam się tam trochę duszno. To były jeszcze czasy słabego zmotoryzowania i zrobiło się wszędzie daleko (do kina, do teatru, do rodziny, na basen, na boisko). Rzutem na taśmę kupiliśmy mieszkanie w małym miasteczku. Pacholęta wyfrunęły do dużego miasta, a nas już tam nie ciągnie. Męczy nas wielkomiejskie tempo życia. Jednocześnie mieszkanie w długofalowej perspektywie nie spełniało naszych oczekiwań (za wysoko). Szukaliśmy czegoś, gdzie będzie można spędzić jesień życia. Domek był tak budowany, żeby dało się w nim funkcjonować staruszkom

Trzeba też było pomyśleć o tym, że może nadejść moment, że nie da się już jeździć samochodem, więc musi być blisko sklep, lekarz i apteka

Z tego powodu (mimo korzystniejszych cen) nie mogliśmy się budować na odludziu.
Kocham to moje miejsce na ziemi, włożyłam wiele wysiłku, żeby wyglądało tak jak w moich marzeniach, dlatego buntuję się czasem, jeśli ktoś psuje mi tę moją misterną układankę.
Mam już własne pomidorki z gruntu! Pyszne są. I fasolkę mam!
Oczyściłam zagonek truskawek z odrostów
Zjedliśmy już cały bób, trzeba chyba wykopać czosnek.
____________________
Hania-
To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz