Gotowa na drastyczną reanimację?
Jeden moj stożek podobnie (3lata temu) wyglądał i wiem gdzie popełniłam błąd. I ty ten sam błąd popełniłaś.
ZAWALIŁAŚ PODLEWANIE

Ja też ZAWALIŁAM...żeby nie było ci tak smutno i samotnie.
Krok pierwszy;
- kładziesz węża pod cisa na mały strumień i leje się całą noc, na uprzednio delikatnie wzruszoną ziemię (grabkami) aby woda dobrze wsiąkała. Nie ważne, że deszcz padał. Potem regularnie, raz w tygodniu procedurę powtarzasz
Krok drugi;
- odchudzasz go (ścinasz) w chudą strzałę=anorektyka. Nie martw się, jak ozyje to biegiem nadrobi.
Krok trzeci:
-nawozisz potasem doglebowo. I znów podlewasz by nawóz wchłonął się w glebę i dotarł do korzeni.
Krok czwarty
- po obcięciu na chudą strzałę/anorektyka pracowicie wycinasz wszystkie cieniutkie suche lub żółte patyczki. Mają zostać same grube, bo to one zapączkują.
Jeśli dobrze i szybko podziałasz, to za miesiąc zazieleni się pączkami przyrostów. On ewidentnie ma wolę zycia, tylko brak wody nie pozwala słabym korzeniom na nawodnienie masy zielonej.
Głowa do góry! Wierzę w ciebie