Wczoraj wieczorkiem robiłam obchód u siebie i miałam zdziwko, że połowa liści na rozwarze zjedzonych i ślimory oczywiście - małe bez skorup... Nosz kurde, myślałam, że ze złości sama je zeżrę!
Zastanawiam się co dziś porobić, skoro dzień się nieco chłodniejszy zapowiada Proszę nie sugerować odpoczynku, bo mi się nie chce
Moja siostrzenica przed rozwiązaniem tak wszystko ogarnęła, że nawet już stare zegarki trafiły do zegarmistrza na wymianę baterii. Jak ja marzę o takim stanie ogarnięcia materii wokół mnie
oo no widzisz - to samo pisałam u siebie następnego dnia po wizycie u Ciebie, że byłam taka happy a tu zonk. Zresztą przedwczoraj byłam u mamy na działce i też tam żrą na potęgę.. szczerze, to się cieszę w takich momentach z małego ogrodu, który jestem w stanie jako tako ogarnąć zarówno wzrokiem i działaniem... Bo u mamy załamka normalnie, bo tych buksów też trochę ma - może nie jakieś wymyślne egzemplarze, ale ma obwódki porobione kilkudziesięciometrowe z kulek w dwóch miejscach.
Ja zaraz chyba pójdę je ciąć, to przy okazji może się jakichś gąsienic pozbędę i dopiero oprysk jutro machnę na spokojnie.
Większość obwódek pocięłam, co kawałek obrabiałam kawałek chwastnicy z trawnika - tu skok tam skok i sukcesywnie znika.. Jeszcze jedna linia obwódek buksowych została, ale trawnik jeszcze woła o pomstę do nieba. Za dużo tego się rozpanoszyło... teraz przerwa, idę do biblioteki