Ja mojemu mężowi tak wdrukowałam w czerepie, że tylko JA sie znam na ogrodzie, że nie zwrócił uwagi, że tam gdzie On siał trawę jest śliczna, tam gdzie ja chwastowisko. Wywaliłam tawuły na Mordor, pożałował, posadził i kwitły we wrześniu!!! Spogladał na mnie (mąż nie Mordor) z satysfakcją, nie powiem, ale zgasiłam jego triumf, że to badyle do d..y. Wredna jestem wiem, ale trochę muszę, bo nie stęka mi na każdym kroku. Co ja mówię! On się zachwyca moimi wypocinami ogrodowymi.

Szczytem wszystkiego było, gdy w zeszłym roku przy kompostowniku odkrył krzew pomidora. Polazłam, popatrzyłam, autorytatywnie stwierdziłam, że sie nie zna (no bo tylko ja), i to zwykły ziemnior rośnie. Jesienią musiałam sie pokajać. Znalazłam na krzewie "ziemniaczanym" małego pomidorka. Byłam miła cały wieczór i następny dzień