Iwi,
zielone żurawki są jak dla mnie obłędne. Kupowałam wczoraj purple, ale wzroku od limonkowych nie mogłam oderwać- uwielbiam je miłością niespełnioną, bo u mnie nigdzie nie mają większych szans na przeżycie. Kupowanie "na ryzyko" już w grę nie wchodzi (przynajmniej nie w tym roku

). Ale są cudne! No kocham jak hosty!
Jak glediczje kupowałam, to ani mnie nie interesowało jakie to duże rośnie, ani nie wiedziałam co to jest ;(
Chyba to wywalę, ale tak cichaczem, bo jak mój eM zobaczy, to już chyba będzie awantura, że najpierw kupuję, a potem wywalam, zwłaszcza, że sporo już zdążyła podrosnąć- jest u mnie (obie są) ze dwa lata (wczoraj jedna Conica spłonęła na stosie).
Gosiu,
Aniu,
punkt widzenia zależy zawsze od punktu siedzenia

Staram się dostrzegać te przyziemne plusy, bo jam stworzenie aspołeczna i dłuższa obecność i ciągłe trajkotanie kogoś mnie zwyczajnie męczy. Zwłaszcza jak do wszystkiego podchodzi się "praktycznie" (brzozy są fe, bo liście z nich lecą, a jak już zlecą, to koniecznie trzeba już/teraz/natychmiast posprzątać bo brzydko wyglądają- a ja własnie lubię te liście i te brzozy, pranie nie musi być wyprasowane już i teraz- jak poleży parę dni, to nic mu się nie zrobi, a jak talerz włożę do zmywarki po filmie, to też go pleśń nie złapie...)