Śliwki jesienią dojrzewają, dojrzewam i ja.
-Dojrzewam do drzew w moim "ogrodzie". No powiedzmy, że do drzewek. Bez szaleństw - coś o górnym pułapie 3m. Jak na mnie - uwierzcie - to naprawdę istne szaleństwo.
- Dojrzewam do pogodzenia się z myślą, że quasi ze mnie "projektant". Rzemieślnik raczej i to z gatunku tych bardzo, bardzo przeciętnych. Brak w głowie mej całościowej wizji. Ot, takie tkanie pojedynczych rabat - bez składu i ładu. Raczej zabawa w ogród. Gruntownej wiedzy brak. Cierpliwości brak. Konsekwencji - też brak. Zdrowego rozsądku - uuu, tu obserwuję duże braki w tym temacie.
I mimo, że pesymizmem dziś u mnie z lekka trąca, nie zamierzam się poddać. Wiem już, że nie będzie przepięknie. Nie będzie ochów i achów, pień z zachwytu. I omdleń serca też nie będzie.
A co będzie?
Moja miłość do zielonego jest niezmienna, więc ta zostaje.
Zachwyty nam niektórymi Waszymi ogrodami. Bo jakże się nie zachwycać cudami.
Oczywiście będą moje dalsze próby uczynienia przestrzeni wokół mnie bardziej spójnej, harmonijnej. Na miarę moich możliwości.
Ogrodowisko stawia poprzeczkę bardzo wysoko. Ja już wiem, że jej nie przeskoczę. Co ja piszę. Ja doskoczyć nawet nie zdołam. Więc przestaję się tak bezsensownie spinać, szarpać i podskakiwać tam, gdzie dla mnie jest za wysoko.
Idę pogrzebać w ziemi. Może nie teraz, już, zaraz. Ale rano, czemu nie? Niedawno padało. Ziemia mięciutka w obróbce będzie. Czas zakasać rękawy i z realnym spojrzeniem na siebie i swoje możliwości wziąć się najpierw w garść, a potem do roboty. Wszak 4kg cebul czeka na zmiłowanie. I bynajmniej nie będę ich siekać i podsmażać na masełku, by zupę cebulową dla szwadronu wojska uwarzyć, a cmentarzyk zrobię. Pochowam je w ziemi. A nóż zmartwychwstaną na wiosnę?
____________________
Wiklasia
Jak feniks z popiołów