Jolu, taka ilość to idzie do jajecznicy na śniadanie, albo i prosto na masełko na patelnię. I muszę z zięciem losowanie robić, kto dziś ma śniadanie z rydzami, i tak na mnie trafia co trzeci dzień, oczywiście jak je przyniosę je ze spaceru.
Może w tygodniu do lasu uda się wyskoczyć, gdyby były rydze, to zrobiłabym ze 2 słoiki upieczonych na masełku klarowanym i schowanych pod zakrętkę. Te to w zimie byłyby mega rarytasem. Jednego roku, jak trafiliśmy to miałam jedną półkę zamrożonych surowych rydzy. Bo rydzy się nie gotuje, tylko surowe mrozi, albo soli, albo piecze. Inaczej się nie przechowa.
No i na dzisiaj mi wypada wyśniony dzień zakończyć rydzem. Dobranoc.