Obiecałam napisać o mojej obecnej gwieździe

Bo sama byłam zadziwiona, że gdy zobaczyłam ogród z oddali, to nie rododendron, lecz właśnie ona przyciągnęła mój wzrok najmocniej. I przyznaję, że zaskoczyła.
Niestety, nie zrobiłam tego ujęcia. Może jeszcze w ten weekend uda się to nadrobić. A póki co prezentuję to co mam. Przedstawiam Wam - oto tegoroczna moja kalina koralowa.
Rośnie pewnie ze 20 lat. Posadzony był taki maleńki patyczek, kupiony w przekonaniu, że to będzie Roseum. Gdy po raz pierwszy zakwitła, okazała się wielkim rozczarowaniem. Bo kwiaty nie były kuliste. Cięłam ją więc bez litości, albo przy ziemi, albo na wysokości ok. 1,5 - 2 m, brałam pod uwagę jej usunięcie, gdy jeszcze była mała. Ale ona się nie poddawała. Im krócej ją przycinałam, ty więcej przyrastała - w ciągu sezonu ok. metra co najmniej. Ubiegłem wiosny powiedziałam: basta. Nie tnę więcej, bo i tak mam za dużo roboty. Zostawiłam. Przyrost był przez lato niewielki. W tym roku też tylko przeszkadzające w chodzeniu gałązki zostały skrócone. I co? Wygląda na to, że jest wdzięczna. Bo takiej masy kwiatów nigdy dotąd u niej nie widziałam. Nawet rok temu, chociaż wówczas wydawało mi się, że więcej już być ich nie może. A jednak może

I wciąż jestem ciekawa, jaka będzie jej docelowa wysokość, czy będzie rosła w nieskończoność? I czy ją podkrzesać od dołu, czy jednak pozwolić być taką, jaką jest?