Opiszę "dom doktora" (tych zdjęć nie mogę zamieścić):
Stoi w ogrodzie, przy furtce wita Cię szpaler pięknych 100-letnich świerków i paprocie wdzięcznie skłaniają pióropusze na powitanie. Każdy pokój urządzony w odmiennym stylu - jest sypialnia czeczotkowa, ludwik filip grymaśnie powyginany w salonie, biedermaier w bibliotece. Ta zaś stoi nietknięta, nie brakuje żadnych voluminów. Na balkonie fotele ratanowe - szal przerzucony przez oparcie. Masz wrażenie, że tylko na chwilę ktoś wyszedł zajrzeć do kuchni. Na ścianach wiszą obrazy - gust niemiecki szkoły monachijskiej - tu marne oleodruki pejzażowe i martwo-naturowe z nieodłącznym jeleniem na rykowisku oraz scenami polowań. Porcelana o niebo lepsza - w całych zestawach wszystkich możliwych manufaktur.
Ewentualny kupiec nie ma czasu sprawdzić stropów, podłóg, układów kominowych - nie to przecież jest ważne.
I spadkobierczyni (obecnie związana z G. Śląskiem) mówi, że z kuzynem chcą razem wszystko sprzedać, bo dzielenie tego nie jest dobrym pomysłem. I tak stoi, i czeka ponad rok. A ja przechodzę i spoglądam, czy tablica "na sprzedaż" jeszcze wisi.
PS Powojenni właściciele świadomie nie chcieli niczego zmieniać. Nie palili obcobrzmiącymi książkami w piecach, nie wynosili na strych "niemodnych" mebli, haftowanymi kapami nie zakrywali dziur w stodole, z kwitkiem odprawiali handlarzy starociami. Nieufnie podchodzili do jakichkolwiek zmian i ideologii.
Pozdrawiam.
____________________
Ewa
Pszczelarnia.
Wizytówka