Dzisiaj był piękny i pracowity dzionek

. Do południa byłam w Warszawie, zatem tylko pol dnia porylam, ale kilka sukcesów jest

.
Posadziłam Kaziki, polataliśmy z UFO po ogrodzie szukając dobrej miejscówki. Podzieliłam miskanty ML i posadziłam na wąskiej rabacie przy nowym placyku, wyłożyłam kartonami, posypałam żwirkiem. Zwirek jets upierdliwy, ale tu był konieczny w uwagi na kontekst. Jak sie pojawią jezowki - bedą towarzyszyć ML.
Posadziłam poziomki, wysypałam drewnianymi ścinkami.
Podzieliłam trawę kupioną onegdaj jako ML (chyba jakiś miskant, piękne wąskie jasnozielone źdźbła) i wsadziłam w miejsce wykopanych ML. Podzieliłam rozplenice Little Binny i dosadziłam obok ich mateczek : ). Przygotowałam ziemię w trzech dużych donicach dla zakupionych begonii i pelargonii. Podlałam rabatę pod sosnami. Zrobiłam 100 zdjęć. Wypieliłam część rabaty z krzaczkami owocowymi.
Więcej grzechów nie pamiętam

.
A! I wymyśliłam (odkryłam Amerykę?) nowy, swietny sposób dzielenia traw: obkopałam dookoła i bez wykopywania podzieliłam. Potem wyciągałam gotowe podzielone trawki. Brawo ja!

.