Wróciłam z Warmii, tam też deszczowo, hortensją zajmiemy się pod koniec lata jak zawiozę tam miskanta znajdziemy jej zaciszne miejsce. Ta ogrodówka nic nie przyrasta a co dopiero kwiatostany, takowych brak... Za to dobra wiadomość, że tamtejszej sąsiadce przezimowały gaury, posadziłam szwagierce jeden krzak i będziemy obserwować
W Irlandii miałam klasyczny, wyspiarski ogródek.
Pasek terenu o szerokości domu.
W dodatku praktycznie bez ziemi. „Grunt” tam to byly pobudowlane resztki gruzu.
Tak więc ogród tam to w zasadzie był matecznik dla roslin, ktore chcialam porozsadzac i przewieźć do Polski.
Rosły w skrzyniach zbitych przez Małżona.
Do teraz część tak rośnie bo dopiero po jakimś czasie od założenia tego matecznika/rozsadnika, dotarło do mnie, ze nie ma mowy o ich przewiezieniu do Polski.
Tak więc w zasadzie to ten ogród jest moim pierwszym. Ma 4 lata i jest jednym, wielkim eksperymentem.
Miałam zerowe doświadczenie ale zazwyczaj gdy cos robię to czytam choc niezbędne minimum.
Zanim wsadzałam do ziemi jakaś roślinę, czytałam o jej wymaganiach.
To znacząco zwiększa przeżywalność.
Poza tym, lubię te zabałaganione ogrody a w nich bronią się same rośliny.
Byloby mi trudno porywać się na zrobienie projektu ogrodu.
Uważam, ze to duża sztuka.
U mnie przezimowala różowa gaura.
Biala z zeszlego roku nie.
To dziwne bo u mnie zimuje nawet muhlenbekia.
Te male, zielone listeczki, nie trawa. To znaczy trawa, muhlenbergia, tez zimuje. Za to jakos nie kwitnie zbytnio.
Potetrisowac trzeba bedzie…
Wczorajszy dzien przełaziłam z kata w kąt.
Moja przyjaciółka była operowana.
Miała trafić na stół z samego rana i czekałam na wiadomości ze szpitala.
Dopiero o 14 napisała moja chrześniaczka, ze Maminka już na oiomie, po zabiegu.
Dziś się dowiemy co tam naprawili.
Opcji było kilka.
Najbardziej optymistyczna była taka, ze połatali jej zastawkę i zrobili to z bocznego podejścia, wiec za parę dni będzie juz calkiem na chodzie.
To niestety najmniej prawdopodobna wersja.
Tym bardziej, ze ten zabieg trwał chyba bardzo dlugo. A samo polatanie zastawki to raczej prosta procedura.
Wiadomo jak jest, jezeli cos trwa zdecydowanie za długo, pojawia sie hasło „komplikacje”.
Nic to.
W koncu wylazlam wczoraj do ogrodu. Wypieliłam metr rabaty. Skosilam trawnik, przycięlam winorośl i…pochlonąl mnie internet.
Do koszyka trafily japonskie roze, ktore „chodzą” za mną od jakiegoś czasu.
W pewnym momencie bylo ich w tym koszyku 15…
Rozsądek zwyciężył i obcięlam chciejstwo do 4.
Teraz się nad nimi zastanawiam.
Wiadomo jak to jest. Na zdjeciach to te roze wyglądają zjawiskowo a później moze nas czekać rozczarowanie.
W kazdym razie u nas sa niespotykane.
Rózanym maniaczkom podsylam nazwy.
Chwilowo wyleczylam sie z róż mam taka ilosc ktora jest wystarczajaca. W ogole mam jakas ogrodowa niechec, nawet do zakupow. Wiec portfel rowniez troche odpocznie