Z dzienniczka ogrodniczki amatorki,
wstałam rano w znakomitym humorze.
Pogoda zacna.
Boli minimalnie.
Znaczy jeszcze żyję.
Zrobiłam kawę, wskoczyłam w dresik i wyszłam do ogrodu.
Założenie było mało skomplikowane.
Trzeba się szanować. Sadzę trzy, no może cztery roślinki i siadam na leżaku.
Była 7.00.
Skończyłam o 16.30.
Bilans.
Posadziłam prawie wszystkie siewki z doniczek.
Cos około 40.
Wykopałam ze skarpy trzy spore przetacznikowce.
Przesadzilam je w inne miejsce.
Wypieliłam kawał rabaty.
Rozprawiłam sie z całym kompostem (200kg) ściółkując rabaty.
Posadziłam w końcu do ogromnej donicy moją trawę pampasową.
Nawodniłam sadzonki „spożywcze” (pomidory, papryki, jarmuż)
Było mi malo.
Sprawdziłam prognozę pogody. Podobno jutro ma podlać.
Wzięłam więc taczkę, łopatę i poszłam na skarpę…
Wykopałam cos na kształt tarasu (to w części skarpy z orzechem włoskim, bez floksow)
Potrzebny był mi plaski kawałek oraz ziemia.
Ziemię przewiozłam za kamienny murek. Posypałam to jeszcze odrobiną kompostu i mało mi już brakuje podłoża aby posadzić róże)
W tak zwanym międzyczasie zrobiłam dwa prania.
Potknęłam się o stojące za foliakiem kratki do pnączy. Zatargałam je pod plot z powojnikiem Montana i zamontowałam.
No montaż to może za duże slowo. Trytytkami je przypięłam do płotu.
W oczy rzucilo mi się chwastowisko na kamiennej ścieżce. Wypielilam.
Przed południem obejrzałam jeszcze dwie rozlazłe kocimiętki i uznałam, ze pora je pożegnać.
To kocimiętka z wysiewu, bezodmianowa.
Wypuściłam kotkę na spacerniak (wczoraj zapodałam jej Frontline) i zdemolowała mi te rozlazłe kocimięty doszczętnie.
Pierwszy raz zwróciła na nie uwagę.Dobry z niej kotek
Teraz siedzi pod oknem i ząda wypuszczania jej co pięć minut…
Nie ma mowy bo ja się już nie podniosę z lóżka…
Pilot, książka, kocyk…
Kocia terrorystka z groźną miną (Wypuść mnie, natychmiast!)