Basia - dzięki za info okienne, póki co nie będę się zatem tymi oknami przejmować

Deszcz jest raczej ciepły, szkody wielkiej nie powinien przynieść, w końcu i w gruncie pomidory rosną
Za sadzeniowe info - też dzięki

Pokrzyw nie mam, ale sadzonki były pokrzywą podlewane chyba już 3 lub 4 razy. Popiół też dam. I skorupki jajek potłuczone w moździerzu. I banany. Niech maja te moje bidaki wypas na start

Sadzić będę po drugie liście bo mam wyciągnięte sadzonki. Zuza pisała, że tak robi i dają radę
Kasya - ja bym się na klęskę urodzaju raczej nie obrażała

Wydaje mi się, że u nas każda ilość pomidorów zostanie pożarta na świeżo albo po obróbce

No i jak zaraza się nie przywlecze to te własne, zerwane zielone jeszcze w grudniu są lepsze niż sklepowe
Wioleta - rura z gazem powiadasz - no przyznaję, nie mam pojęcia co się z tym wiąże
A odnośnie miejsca dobrego - moja też nie stoi w "dobrym" miejscu, ale stoi, tak więc wiesz...
Elisko - dzięki
Haniu - wyobraźnia Cię ponosi

Ale cieszę się, że się pośmiałaś przy naszych perypetiach
Pomidory jutro sadzę, klamka zapadła, nawet jak będzie padał śnieg.
Papryki pojutrze, albo popojutrze, bo z czasem trochę u mnie ostatnio krucho.
W prognozy już nie patrzę. Są nieciekawe. I niewiarygodne. I niesprawdzające się.
Ale nie mogę już dłużej żyć w doniczkowni, będzie co będzie. Albo będą pomidory albo rok pójdzie w straty, trudno.
Obecnie w szklarni 10,1, na zewnątrz 9,8. Różnica żadna.
Liczę, że za rok będzie lepiej bo buda już będzie stała (o ile kaszubska zima jej nie załatwi, hehehe)