Śmiem się nie zgodzić.
Jak bociek niedojrzały a stado musi wylecieć, to albo go zostawiają albo pada w drodze. Odlatują. Mają w głowie pogodę nie tylko ustawioną na teren Poland ale również na morza, pustynie i góry i niziny na kontynencie.
Wahnięcia 2 tygodni nie mają znaczenia. Ale zdarza się, że jakaś rodzina na D. Śląsku zimuje przy zbiornikach wodnych. Ciągle są to wyjątki.
Śmiem twierdzić, że pora roku. Wedle pór roku się rodzą. W tym roku nie ma powodu do niedojrzałości bocianiej (no, susza jednak zweryfikowała liczebność stad).
Może. Klekotały coś wszystie na raz, ale nie zrozumiałam.
Popadało 2 razy po 10-15 minut, czyli nic. A 30 km dalej na zachód już 3 dni z rzędu konkretne opady były. Załamka. Dobrze, że z węża ze stawu leci ALe ile z tym roboty! Takiej bezsensownej dla mnie, bo można by było spożytkować ten czas na inne zajęcia. Ale jest jak jest, a nie jak miało być. Frustracje jakieś ze mnie wyłażą.
Z moich kilkuletnich obserwacji wynika, że masz rację. Z małą uwagą - susza jednak nie tylko zweryfikowała liczebność stad, ale także osłabiła bocianiątka. Tzn. wolniej - przynajmniej moje dwa maluchy - osiągały sprawność. Z obawą obserwowałam, jak jeszcze 19 lipca słabo latały - robiły tylko niewielkie kółka wokół gniazda, a do wylotu pozostawało mniej, niż miesiąc.
Odleciały, ale czy dolecą do celu? Mam nadzieje, że tak. Natomiast kilka najsilniejszych, dorosłych osobników jeszcze w niedzielę na łąkach nadbużańskich widziałam.
I bociana czarnego mi się udało zobaczyć. Dzikusy z nich straszne.
____________________
Pozdrawiam:) Teresa
W Gąszczu u Tess oraz
Ogród nad Rozlewiskiem
Chętnie dzielę się roślinami z każdym, kto po nie przyjedzie, albo odbierze w jakimś umówionym miejscu. Ale nie wysyłam roślin.
Też mnie frustruje to podlewanie, tyle czasu zajmuje.
Natomiast po raz pierwszy doceniłam, że mam działkę tam, gdzie mam. Byłam przekonana, że po trzech tygodniach mojej tam nieobecności zastanę tylko spaloną ziemię. A nie spadła tam ani kropla deszczu od 19 lipca, kiedy to wieczorem przeszedł wielki huragan w ulewnym deszczem. Deszcz padał może przez kwadrans, a grzmiało i wiało chyba z półtorej godziny.
Otóż pomimo braku deszczu zastałam wszystko w rewelacyjnej kondycji. Jedynie hortensje bukietowe przywiędłe były i dolne liście zaczęły schnąć. Pomimo iż zaaplikowałam im w tym roku hydrożel w korzonki.
Nie było deszczu, ale obfita rosa spowodowała, że rośliny dostawały jakąś dawkę - wystarczającą, jak widać - wody. Obfitość rosy zawdzięczać należy Bugowi oraz rozlewiskom - starorzeczom Bugu.
____________________
Pozdrawiam:) Teresa
W Gąszczu u Tess oraz
Ogród nad Rozlewiskiem
Chętnie dzielę się roślinami z każdym, kto po nie przyjedzie, albo odbierze w jakimś umówionym miejscu. Ale nie wysyłam roślin.
Czasu brak. Deszczu nie było, tylko posiąpiło. Masakra dalej. Mi się już nie chce podlewać, mam doła, dobrze, że M ma jeszcze moc. Jestem zła na pogodę, więc może lepiej, ze niewiele piszę. Nawet malin prawie nie ma, tak sucho. Podlewamy, więc coś zaczynają rodzić, ale to jest garstka tego, co powinno być. Deszcze zapowiadają, ale ich nie ma.
Zmykam.
Pozdrawiam wszystkich.