Ta kalina nie pachnie. Ma już trochę lat, dokłądnie nie wiem ile, ale daję jej ok. 8 lat. Ta jest zdrowa, ale druga, która rośnie w pobliżu brzozy ma co roku liście pozjadane przez mszyce. To wada kalin, mszyce je lubią.

Piękna jest ta kalina moja angielska jeszcze malutka, ale pryskam na mszyce, bo właśnie słyszałam, że mszyce je lubią

Agnieszko, jestem pod wrażeniem. Truskawki zapowiadają się dorodne, agrest już taki spory. Mam do ciebie pytanko. Mam dwa agresty. Ten starszy, w tym roku obsypany był kwiatkami i potem było mnóstwo małych agrestów. Niestety dużo ich spadło, ledwo ruszyłam krzaczkiem to leciały. Czy to jest prawidłowe? A może jakaś zaraza? Krzew wygląda zupełnie dobrze. Na tym drugim mniejszym wszystko jest ok. Twoja sałata pięknie rośnie.

Bożenko, nie pomogę z agrestem, nie mam pojęcia. Wiem, że najgorszą chorobą niszczącą agrest jest mączniak amerykański, ale to chyba dopiero w lecie atakuje. Może to samoistne przerzedzanie zawiązków, może było ich za dużo. Zostało coś na krzaku? Drzewa owocowe zrzucają część zawiązków jak jest ich za dużo, to tzw. opad czerwcowy. A czy agrest to robi wcześniej? Nie wiem.
Cieszę się, że sałata rośnie. Tylko pamiętaj, że ona nie rośnie w główki, ale to jej wielki plus, bo można szybko zacząć zbierać.

Wszystko przeczytałam , jestem na bieżąco. Pozdrawiam.

Pozdrawiam i ja.
To jeszcze bieżące informacje spod dachu. W tym gnieździe już wielki pisk, znaczy się młode się wykluły, a rodzice śmigają w tą i z powrotem z pełnymi dziobami. Już jedno okno oznakowane mam na biało. To szpaki.

Wszystko super.... moje truskawki dopiero kwitną, więc na razie będziemy jadły Twoje

Wirtualnie, to mogę się dzielić, a w rzeczywistości, to jesteśmy takie łasuchy na truskawki, że nie wiem co by było

Agnieszko ja też myśłałam, że to przerzedzenie zawiązków. Agrestu zostało na krzewie, ale jest go o wiele mniej. A już myślałam że zrobię jakieś przetwory agrestowe. Bardzo lubię ten owoc. Kiedyś były dżemy agrestowe w sklepie, ale teraz ich nie widzę. Ale zrobiony w domu, na pewono byłby lepszy.

Agnieszka, z wielką przyjemnością odwiedziłam Twoje swojskie hektary. Te pelargonie to cudne, nigdy takich nie widziałam (spotkałam). Ja mam wokół domu granitową kostkę (ale nie spoinowaną betonem) i też ochlapaną fasadę od strony wietrznej.
Na takich hektarach, to i plantację tawuł można założyć, np. zamiast kartofelków .
Jak ja do warzywnika z kwiatami jednorocznymi weszłam, to mój ojciec się pyta czy kwiatki będę jadła? U Ciebie nie ma takich dylematów z pewnością, wszystko ma swoje miejsce.