Dzisiaj walczyłam z kwieciakiem malinowym, który niszczył moje maliny. Wykryłam go kompletnie przypadkowo. Podczas przycinania trawy w malinach zauważyłam, że młode listki są jakoś tak dziwnie poskręcane. W środku była wstrętna larwa, która totalnie zniszczyła zaczątek przyszłych owoców. Zaatakowane przez larwy maliny wyciełam a dorosłe osobniki w liczbie ponad 25 szt. również zlikwidowałam. Malin będzie w tym roku może mniej ale mam nadzieję, ze dzięki szybkiej interwencji nie będzie tak żle. Wieczorem zrobiłam oprysk na mszyce, które zaatakowały moje 2 róże pnące i kilka rosa rugosa. Jednak jest to dziwne, że te róże , które rosną w otoczeniu lawendy mszyc kompletnie nie mają. Zdecydowanie muszę zakupić kilka kolejnych lawendowych krzaczków szczególnie, ze połączenie róże i lawenda to moje ukochane

. Jutro cały dzień poświęcam na warzywniak, który troszkę zaniedbałam i oczywiście wieczna walka z trawą pod serbami. Pogoda cudna, dzieciaki i boksia biegają po zielonym cały dzień, mąż ucieszony, że jednak to wszystko świetnie ogarniam pod jego nieobecność. Każdego dnia padam wykończona często załamana bo tu robal, tam jakaś larwa...... Ale.....................warto. Oj warto

.
Jeszcze dwa tyg. temu trawa całkowicie zdominowała jagodę kamczacką i maliny.
Oswobodzone jagody

.
Larwy kwieciaka

.
Dzisiaj już trochę lepiej ale do ideału wciąż daleko.
Pozdrawiam serdecznie

.