Witaj u mnie Weroniko.
Tak, u mnie wszystko jest takie 'uładzone', strannie dopatrzone, mam taki charkter - ordnung muss sein
Co nie znaczy, że pod linijkę, czy w rządku, a jedynie zgodnie z moją akurat wymyśloną wersją, czy porządkiem, jaki mi optycznie odpowiada.
Przyjrzałam się dziś z uwagą mojej Flammentanz i oprócz sporej ilości pąków żadnego przebarwienia nie dojrzałam. Coś za bardzo zwlekają z tym kwitnieniem. W ubiegłych latach o tej porze pełnia kwitnienia była!
Nie mogę znaleźć nazw odmian iglaczków, jeśli dość gęsto je posadziłaś, pewnie to odmiany karłowe
Przebarwienie na liściach było znacznie większe, szczególnie na końcówkach pędów. Zostały ucięte, bo wg fachowców był to wynik zbyt szybkiego wzrostu i niedocierania soków w dostatecznej ilości. Zadnych innych złych objawów nie było i nie ma, na dolnych liściach przebarwień brak, więc chyba tak było.
Tylko słabo rosną, ale za to jak na roczne krzaczki mają sporo kwiatów. Tak czy inaczej obserwuję je bacznie
A iglaczki:
Pinus mugo, Picea Abies Pumila Glauca, Juniperus Pfitzeriana Glauca.
Nie nie są karłowe)))
One rosną tak powoli, że:
1. nie doczekam
2. będę je formować
3. przesadzę
Ja rzadko wybiegam w planowaniu dalej niż na parę tygodni Moje motto 'Carpe diem' naprawdę stosuję na codzień
No, to już wiem co z tym wyrywnym liliowcem. Jak będziesz do mnie wpadać, to będziesz miała okazję moje pooglądać. Z tego co widzę pierwszy zakwitnie żółty pająk - ma bardzo duże kwiaty. Szkoda, że kwiat żyje tylko jeden dzień. Efekt i ich piękno widoczne jest przy dużej kępie.
Debra, jak zimuje u Ciebie rodgesja, czy są z nią jakieś problemy ?
Wyrywny liliowiec ) Ha, ha świetne!
Wpadam, będę oglądać. Co do dużej kepy, już pisałam u Basi - nie mogę się doczekać, kiedy te moje rozrosną się w taką czupryniastą alejkę, a jak jest dużo, to efekt kwitnienia jest jakby ciągły. Jeden ginie, otwiera się następny....
Rodgersja zimowała u mnie dopiero jeden rok, a ten ostatni - jak wiadomo - był wyjątkowo łaskawy dla roślin. Nie była niczym okryta. Tylko bardzo długo trzeba było czekać na jakiekolwiek objawy życia na wiosnę. Nawet myślałam, że już po niej, ale nagle pokazała kły
A ja czułam się jak Noe w arce, tyle że siedziałam w moim fordzie i próbowałam dojechać do domu. Na szczęście dzielny samochodzik pokonywał bez trudu jeziorka jakie powstały na warszawskich ulicach, ale stojące już na poboczach zalane auta nie dodawały odwagi.
Jechałam ponad godzine, zwykle wracam z działki w 10 minut, powstawały korki, a wyjące syreny policyjne i pewnie nie tylko dopełniały całości.
Padła sygnalizacja, stanęły tramwaje, częściowo metro, Wisłostrada zalana...
Do tego czarno, woda lała się z nieba jak szalona, ja nie chcę myslec co zastanę w ogródku