Hej Kochane i Kochani, miło, że tu zaglądacie

Wiem, wygląda na to, że zapadłam w sen zimowy, ale to nieprawda jest!

Jakoś tak z ubytkiem dnia na zewnątrz proporcjonalnie ubywa mi czasu na klikanie na O.

Trochę jeszcze wojuję ze starą sprawą, dzieciaki coraz bardziej absorbujące - ten co przeżył wie, że pierwsze kroczki są trudne i to bardziej dla otoczenia niż kroczącego, bo już nie te lata, a i boisko większe, by precyzyjnie wykonać pad siatkarski i podbić w górę lecącą dupkę

A do tego, jeszcze starsza siostra wciąż gdzieś coś poutyka i można się we własnym domu zabić o zabawki :/ Nie mówiąc już o tym, że wciąż coś mi ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, by po tygodniu odnaleźć się w pudełku na kredki etc
Ale! Nie byłabym sobą, gdybym nie wymyśliła kolejnego tematu. Otóż stwierdziłam, że wykorzystam ten macierzyński i poszłam sobie na podyplomówkę

No i teraz to już naprawdę z czasem krucho

Ale za to mąż w weekendy może sobie pobyć w domu, hehe

Już nie mówi mi, że może trzeci raz?
W ten weekend jak za sprawą czarodziejskiej różdżki nasze dęby zrzuciły wszystkie liście (!). O wow! Nie mamy trawnika, nic nie widać. Stres jest, bo jak nie pozbieramy, to na wiosnę też nie będziemy mieć

Jeszcze trzeba te cholery wywozić, bo czeremchowe to sobie wrzucam do kompostownika, ale dębowe nie. Już i tak wystarczy mi, że jakiś geniusz wsypał mi wiaderko żołędzi na kompost

Jakaś niewidzialna dłoń, nikt się przyznać nie chce... eh...
Róże mi kwitną jedna przez drugą. Okopczykowałam, ale jeszcze w związku z tym nie zawijam... Mam nadzieję, że jak je zetnie mrozik to ich nie potracę, bo ładne wybrałam.