Jedziemy dalej.
Już się kiedyś przyznałam do pewnej ciężkiej, przewlekłej choroby... Mało tego: znajdowały się osoby próbujące mnie leczyć, ale jestem trudnym przypadkiem

. W końcu jak wyleczyć pacjenta, jeśli one tego nie chce?
Otóż: jestem zafiksowana na punkcie brzóz, i to mocno. Takich zwykłych, a nie w wycudowanych odmianach. Brzozy w moim małym ogrodzie musza być - mało tego: już są, choć miejsce wybrałam im niezbyt szczęśliwe, wiosną czeka je przeprowadzka.
Teraz jednak chciałabym podjąć już ostateczną decyzję, gdzie będą rosły, bo zdaje się, że brzozy niespecjalnie lubią przeprowadzki, a są przecież coraz większe.
Na planie wygląda to tak:
legenda:
1 - tu są teraz
2 - jedna z propozycji przeniesienia. Będę łączyć dwie rabaty w jedną z przeznaczeniem na kwasoluby. Brzozy byłyby na małej skarpie dzielącej poziomy ogrodu, w towarzystwie wrzosów i glicynii prowadzonej na małe drzewko Bliżej ogrodzenia rodki.
3- druga propozycja, która pasuje mi o tyle,że brzozy szybko wysłonią mi widok na dom sąsiada i wstrętny kojec dla jego psa. Ale będą dość blisko domu, choć od zawietrznej strony. W tym miejscu brzozy mogłyby mieć w nóżkach jakieś odpowiednie dla siebie towarzystwo i stworzyć taki mini-zagajnik. Myślałam o posadzeniu 3 szt w jeden dołek jako namiastka drzewa wielopniowego i w dwóch pojedynczych.
Oba miejsca są słoneczne. Miejsce z numerkiem 3 będzie chyba mniej uciążliwe dla sąsiada, bo liście mogą spadać na jego podjazd, nie na ogród. Numerek 2 bardziej zagraci mi ogród, ale też drzewa będą dalej od granicy. Choć moim zdaniem dalej od granicy nie znaczy w tym przypadku: mniej uciążliwe dla sąsiadów.
Wolałabym miejsce z nr 3, o ile brzozy nie będą zbyt bluzko domu. Nie będą puszczone całkowicie samopas, zamierzam je korygować cięciem - ale to i tak będą duże drzewa. Poza tym z prawej strony działki towarzyszą mi wyrośnięte drzewa sąsiadów, a z lewej nie mam nic, pustynia. Przydałyby się tam drzewa.