Gdzie jesteś » Forum » Ochrona przed chorobami i szkodnikami » Różaneczniki - choroby i szkodniki

Pokaż wątki Pokaż posty

Różaneczniki - choroby i szkodniki

Puskaogrodni... 21:22, 05 cze 2012


Dołączył: 02 wrz 2011
Posty: 439
Bardzo, bardzo a w sumie nie zrobiłam nic wielkiego.
Był plan podsypania podłożem do RH ale pomyślałam, że kolejnego przesadzania mogą nie przetrwać i zaczęłam od nawozu- magiczna siła do Rh i udało się . Myślę, ze miejsce też w końcu właściwe im zafundowałam.
____________________
Złe dobrego początki czyli marzeń kilka o ogrodzie
magja_ 12:38, 06 cze 2012


Dołączył: 17 cze 2011
Posty: 788
Asiu - to fajna odmiana - niemiecki złoty medalista. Myśl - może dasz go gdzieś gdzie będzie miał więcej światła i będzie zakwitał ponownie.
Ale - tak jak pisałam - widziałam wiele odmian rh rosnących na tym samym stanowisku, ten był ewidentnym wskaźnikiem że czas na podlewanie , bo pierwszemu klapały kwiaty. Jest szczególnie wrażliwy na niedobór wody w podłożu podczas kwitnienia.

Nawożenie dodatkowe zostawmy w spokoju - Twój nawóz ma i potas i fosfor i magnez. Tyle powinno mu wystarczyć.Chyba że chcesz - napiszę co i jak. Opryskiem krzywdy nie zrobisz.

Zostaw oprysk wiosenny na grzyba - to dla Ciebie i biorę pod uwagę tylko Twoje sugestie, a nie moje przekonanie

Sprawdź więc korzenie
1/ jak głęboko posadzony
2/ jaka jest gleba wokół - czy nie nazbyt już ubita
3/ czy nie poprzerastana korzeniami innych roślin

jak się zdecydujesz wyjąć- będziesz wiedziała jak rozrastają się korzenie, będziesz miała szansę wpuścić trochę tlenu w podłoże i dodać mu świeżej ziemi. Usprawnisz tym samym przepływ wody do głębszych warstw. Ja bym wyjęła - bo i tak widzisz co się dzieje.

Wiosną - spróbuj nieco zredukować ilość kwiatów.

Tyle mogę Ci pomóc. Powodzenia.

I tych skoczków też pilnuj.
____________________
magja_ 12:41, 06 cze 2012


Dołączył: 17 cze 2011
Posty: 788
Puskaogrodniczka napisał(a)


Czy jest jeszcze szansa dla moich okazów?





Obraz nędzy i rozpaczy.

Drugi krzaczek w nieco lepszej formie- ale też niezdrowy.




Chciałam pokazać jak walczą moje Rh.
Dostają nawóz, dbam o podlewanie i nawet gadam czasem do nich.
Jest efekt:



a to najsłabszy chorutek:



śliczne prawda?
Te krzaczorki mają ogromną wolę przetrwania.


____________________
magja_ 12:55, 06 cze 2012


Dołączył: 17 cze 2011
Posty: 788
Ano mają - zawsze to pisałam że naprawdę trzeba się postarać żeby je ubić....

Ja do swoich też gadam ale... i one mówią - liśćmi.
A te właśnie wołają do swojej Pani - że nawozu już dość... dość... dość...

Prusakaogrodniczko - jak to nie zrobiłaś nic wielkiego? Widać że dostały dobrą ilość wody i jedzenia - pięknie ruszyły, ale już zaprzestań nawożenia. Falbankuja się liście - to znak że stężenie roztworu glebowego jest wyższe niż stężenie soku komórkowego i rh zaczyna cierpieć na niedostatek wody. I nic tu nie pomoże podlewanie - chyba że jedynie na obniżenie stężenia nawozów w podłożu. Możesz ewentualnie jeszcze zrobić oprysk - w glebę już nic nie lej bo za chwilkę dojdą do stanu z pierwszych zdjęć.

Jest dobry termin na zaprzestanie nawożenia - za chwilkę dnia zacznie znowu ubywać- niech mają dużo czasu żeby zacząć hartowanie do zimy, takie osłabione pracują wolniej. Niech powoli przestaną przyrastać i zawiążą spokojnie pąki na przyszły rok.

Jak stanowisko ok to już ćwierć sukcesu zaliczone Drugie ćwierć - to właściwe nawożenie, u Ciebie już pora skończyć bo przedobrzysz.
Jeśli chcesz - powiem na co teraz zwrócić uwagę, żeby było wiadomo czy dadzą radę same dalej.
____________________
magja_ 13:19, 06 cze 2012


Dołączył: 17 cze 2011
Posty: 788
A to dla tych co się boją ruszać- przesadzać rh - rh nie posiadają korzeni włośnikowych - a te właśnie najłatwiej ulegają uszkodzeniom podczas takich zabiegów i powodują że roślina cierpi. Ubytek korzeni podczas właściwego przesadzania rh jest naprawdę tak niewielki że często nie widać że roślina została przesadzona.

Mam nadzieję że ta inf. pomoże nieprzekonanym - których rh konają, że te rośliny lepiej "ruszyć" niż nie "ruszyć". Cud się nie zdarzy - a ph samo nie spada - samo jedynie idzie w górę, bo podlewamy wodą o niewłaściwym ph.
____________________
alabaster 00:34, 11 cze 2012

Dołączył: 10 cze 2012
Posty: 35
Ja uważam że strasznie przesadzacie z tymi rododendronami .
Mam z 150 krzaków i ostatnio wsadzałem takiego 2 metry z bryłą korzeniową może z 500 kg .
1 ) podłoże - wysoki torf nie odkwaszony warstwa 20 cm po zlaniu wodą robi się z tego połowa - z doniczki krzaczek lub z innego miejsca i obsypanie po pień . Nie ubijamy zlewamy wodą i pierwszą część mamy za sobą . Po opadnięciu torfu dajemy 1-2 cm warstwę obornika bydlęcego i przysypujemy torfem . Później kora ,

Widziałem tu na forum rododendrony posadzone po nowobogacku kółeczko i kamień wokół - sposób fajny ale można się konsultować z lekarzem czy zdrowy
Rododendrony to krzewy lubiące wilgotne powietrze a nie gorące unoszące się nad takim ogrodem - efekt do przewidzenia .
Rododendrony lubią się "dotykać" nie istnieje coś takiego jak za mała odległość między krzakami .

Wysypujemy korą i jak warstwa będzie 10 cm to jest optymalna

Na jeden krzak potrzeba 120 litrów torfu a piszę tu o średniej wielkości krzaczku - torf przyjmujemy 10 litrów na rok więc i tak po 10 latach pozostaje wymiana .

Nie kombinujemy z liściami i innymi zdobyczami z lasu - potrzebne kłopoty ?? Zawsze lepsze jest wrogiem dobrego - widziałem już tyle chorych lasów oraz pryskanych że odchciało mi się czerpać tam natchnienie do uprawy.

Nie nawozimy w pierwszym roku

Rododendrony wytrzymają bez nawozu długo a padną przenawożone !!!

Olewamy cudowne środki i chemię - kazdy rododendron po takich zabiegach przestaje rosnąć na parę tygodni

Przesolenie gleby to efekt podobny do znanych chorób

W naszych glebach dla rododendornów jest za dużo fosforu i potasu - prawidłowy stosunek to 3 / 0,5 /1 - teraz rzucćie okiem na nawozy jakie stosujecie i dajcie sobie na wstrzymanie

Podawanie nawozów może i spowoduje pędzenie młodych odrostów ale zimą takie pędy szlak trafi

W naszych szkółkach tegoroczna zima poszalała - niektóre miały do 50% strat więc Wasze też dostały ........ dajcie im się zregenerować - oderwać wszystko co suche i do śmieci . Jestem wrogiem kompostników bo to jak oddział zakaźny w szpitalu. Zadaj sobie pytanie czy polepszy Ci się jak dostaniesz prześcieradło po chorym na tyfus ?? .

Teraz coś z Waszych rad - zakwaszanie gleby - siarka i inne badziewia - zasolenie wzrasta i mamy to co nie chcemy mieć - krzaczek marnieje. Jak prawidłowo dobierze się podłoże to w przypadku wody o dużej twardości wystarczy kwas cytrynowy ( nie zwiększa zasolenia ) łyżeczka na konewkę lub dozownik na wąż. Cena nie odstrasza 8 zł za 1 kg więc pewnie starczy na 64 tysiące litrów wody
( Wyliczenie na podstawie ekologicznej uprawy w USA - zbijanie kwasowości wody z 7 do 5,5 pH )

W celu wzmocnienia krzaka można użyć max 3 razy do roku siarczanu amonu - ale nie sypiemy pod krzak !!! robimy roztwór wodny - 200 gram na 10 litrów wody - i taką wodę pod krzak .

Pierwszym zakupem do rododendronów i azalii jest kwasomierz - koszt 120-400 zł . Może drogo ale bez niego drogo zapłacimy za próbowanie co im dolega . Te po 20 zł to raczej mierzą poziom uspokojenia właściciela krzaczka. Jeżeli jednak kupujemy taki to testujemy na kwaśnym torfie - zlewamy go wodą i na drugi dzień mierzymy ile ma - kiedy znamy błąd pomiaru to nawet miarą 1,5 metra można prawidłowo 5 metrów odmierzyć .

Kwasowe podłoże to podstawa - ja utrzymuje 5 bo powyżej 6 rododendrony już mają problemy i są słabe . Nawożę dolistnie - roztwór 0.3 % i obficie po krzaczku co wsiąknie w glebę jest jego i nic więcej nie dostanie . Stosuję takie nawożenie raz na miesiąc od maja .

To naprawdę odporne krzewy więc jak im nie będziemy przeszkadzać to mają szansę wygrać z naszą głupotą . Pierwszą rzeczą ważną jest zakup krzaczka . Oglądamy liście nie kwiaty - może to być ostatni widok kwiatów jeżeli się na nich skoncentrujemy . Na 100% krzaczek jest tak naładowany nawozami że potrzebuje spokoju i wody. Gdzie sadzimy - najlepiej tam gdzie jest wilgotne powietrze - koło stawów oczek wodnych itd Rada nie podlewamy wodą ze stawów oczek czy deszczówką jest niepoważna - taka woda jest 100 razy lepsza niż kranówka !!!!

Każdy nowy zakup to ryzyko że coś nam wetkną z niespodzianką - najlepiej gdzieś posadzić z dala od innych w doniczce ale tak aby znajdowała się ona w ziemi . Po roku już wiemy wsadzić czy wysadzić. Na niektórych rododendronach widziałem tu widoczne ślady działania opuchlaków - to co się dzieje na wierzchu to drobiazg - larwy zjadają korzenie i uszkadzają krzew -
Niestety po wycofaniu DDT nikt sobie z nimi nie radzi za pomocą chemii - cudowny środek dostępny na ebay UK Bayer Provado Vine Weevil Killer nie jest 100% skuteczny i też wstrzymuje wzrost !!!
Niecienie - dobry pomysł ale nic nie jest wieczne oprócz pióra - opuchlaki jak były tak będą ważne aby nie więcej niż wytrzymałość naszych krzaczków.
Kończąc piszę - najpierw optymalne warunki , później wolgotność wokół krzaczka więc nie podlewamy tylko krzaczka ale moczymy też okolicę. Później z dala od chemii a na koniec modlitwa aby zima znów nie ogłupiła nasze krzaczki kiedy w styczniu już się budziły a w lutym dostały lekcję przetrwania .
Pozdrawiam
Adam

____________________
magja_ 14:38, 11 cze 2012


Dołączył: 17 cze 2011
Posty: 788
Witam Cię Adamie na forum. W 100% zgadzam się z duchem tego co napisałeś, cieszę się że jest ktoś kto ma podobne podejście do tych roślin i na dzień dobry radzi zakup kwasomierza. Może niekoniecznie aż tak drogiego - płytkowe na płyn Heliga będą dawały radę, forumowicze wiedzą że mają zwracać uwagę na termin przydatności płynu.
Duch jest podobny, mam parę pytań i mam nadzieję że dowiem się nowych rzeczy, z paroma rzeczami mogę dyskutować - z tym że bez używania określeń nowobogackie , straszne przesadzanie, głupie rady....

Akurat ta głupia rada - co do nieużywania wody z jeziorek, oczek wodnych czy ZBYT DŁUGO ODSTAŁEJ deszczówki, tyczyła się zoosporangia fytoftorozy z zarodnikami pływkowymi mogących tam rezydować a nie wartości takiej wody. Jest niezalecane przez hodowców tych roślin ze względu na wyniki ostatnich badań nad tymi patogenami i jego szybki rozwój i ewolucję. Od 2000 roku odkryto kolejnych 26 mutacji tego grzyba a głównym źródłem zakażenia jest gleba i ... woda. Ale i powietrze przenosi zarodnie pływkowe na kilkadziesiąt metrów. Wystarczy przeszukać internet - znajdziemy sporo inf. w jakich rejonach Polski zbiorniki wodne są zakażone grzybami phytophora. Różaneczniki są jednymi z roślin których podatność na tę chorobę jest bardzo wysoka. Pojawiają się już ogrody całe zniszczone przez tę chorobę - także jak ktoś chce to podlewa, ale trzeba mieć świadomość tego nowego zagrożenia. Może to i jest straszne przesadzanie - dopóki się nie widzi tej choroby na żywo w ogrodzie.
Masz rację że alkaliczność takiej wody jest niższa niż tej z wodociągów i pozbawiona jest chlorków więc jest lepsza dla roślin - ale tylko pod tym względem. .

A z drugiej strony odradzasz kompostownik do którego nikt o zdrowych zmysłach nie wrzuca zakażonych odpadków. Musiałyby też znaleźć się tam patogeny z formami przetrwalnikowymi gdyż inne postaci zginą wraz z rozkładem żywiciela. Zresztą prawda znana jest od 100 lat że właściwie przygotowana pryzma działa jest odkażacz, temp. w niej panująca jest nie do zniesienia nie tylko przez część patogenów ale i niszczy nasiona niektórych chwastów.

Nie chcesz prześcieradła od zakażonego na tyfus a każesz pić z tej samej szklanki? hmmmm....

Z reszta w zasadzie się zgadzam...

Pozdrawiam.



Danusiu - ten post Adama może powinien się znaleźć w sadzeniu i pielęgnacji?. Jeśli zajrzysz to proszę przenieś - ja nie wiem jak.
____________________
magja_ 16:12, 11 cze 2012


Dołączył: 17 cze 2011
Posty: 788
aaaa... naprawdę podlewasz rośliny roztworem 200 gramów siarczanu amonu na 10 l wody? Dawka jednorazowa na roślinę to 30 gr na m2/ niewrażliwą na zasolenie/, nawet jeśli zmniejszasz stężenie miejscowe w glebie bo dajesz roztwór wodny, ja bym nie odważyła się podlewać takim mocnym... nigdy....
Forumowiczom radzę max. ok 50 gr/ 10 l. - i to jeszcze nie wylewać całości.
____________________
agambizu 21:45, 11 cze 2012

Dołączył: 11 maj 2012
Posty: 62
Jedno pytanko..bo pewna kwastia mnie dotyczy.. i co z tego że mam kamień wokół krzaków? , wysypałam go by mi perz nie rósł. To znaczy ze jesteśmy nowobogaccy? Pan chyba nie wie co to znaczy, Panie Adamie. Zapracowaliśmy na niego cieżką pracą. Tyle wstępu..

Zamiast poradzić nam tutaj, podzielić się swoją wiedzą z nami AMATORAMI, hobbystami, Pan nam ubliża. Nieładnie.. Każdy/a z nas radzi sobie w miarę możliwości, więc niektóre uwagi są poprostu nie na miejscu.
____________________
alabaster 22:05, 11 cze 2012

Dołączył: 10 cze 2012
Posty: 35
no fajnie się tak postraszyć

fytoftoroza - postrach każdego właściciela różaneczników - w tej chwili jest tak samo możliwe jej zatrzymanie jak zatrzymano chorobę kasztanowców w USA ( padło 3 miliardy drzew ). Właśnie w USA fytoftoroza zniszczyła tysiące hektarów lasów dębowych Nikt kasztanowców czy dębów nie podlewał wodą z rzeczki oczka czy stawu a jednak spustoszyła . Argumenty że w odstanej deszczówce siedzi już zarodnik grzyba jest śmieszny bardziej prawdopodobne jest że przyniesiemy go na butach czy ubraniu z jakieś szkółki. Dodamy do tego ptaki wędrowne i wychodzi absurd jak z matami na ptasią grypę - maty przed mieszalniami pasz a ptaki jakoś za cholerę nie chciały pieszo wchodzić do zakładów .
Takie dyskusje prowadzą do tego że zaczynamy się bać własnego cienia .
Miałem okazję widzieć kilkanaście szkółek różaneczników parę w europie i parę w azji - wszędzie stawy . Może wizyta u producentów np w Konstantynowie lub Bielsku widok stawu z którego podlewają azalie i rododendrony rozwieje tą akademicką dyskusję.
Jednak jak mamy się powoływać na internet to proszę bardzo postraszymy się na max

Mógłbym przytaczać w nieskończoność wieści z internetu i dodać świętą prawdę - grzyb ten przenosi się poprzez glebę wodę i powietrze - cóż likwidując te trzy składniki mamy pewność że nie zapuka do naszych drzwi. Likwidując jeden nie załatwimy problemu .

Naukowcy swoje głównym powodem rozprzestrzeniania się grzyba jest transport - coż sprzedać samochód i chodzić na boso ??? Jednak poważnie to 90% zarażonych krzewów przychodzi ze szkółek .

Może dla odmiany poczytamy lepsze wieści - że atakuje osłabione rośliny . To jest nasz punkt zaczepienia. Osłabione rośliny więc co zrobić aby je nie osłabić .
Podłoże i optymalne warunki - żadnego wysypywania kamieniem pod rododendrony !!!
Może to wygląda bajerancko ale polecam latem na boso po takich kamieniach przejść się parę razy.

Większość fotek które oglądałem na podobnych stronach i diagnoza że to już fytoftoroza jest błędna.
Od kilku lat rododendrony oferowane w sklepach i szkółkach to pogoń za nowościami - mało mrozoodporne odmiany i efekt - zimą przemarza miejsce połączenia korzenia z pniem i efekt jak po zarażeniu grzybkiem . Więc zamiast straszyć beczką z deszczówką należałoby napisać - efekt przemarznięcia brak łączności korzenia z liściami ( widok podobny jak przy fytoftorozie ) . Przypalone liście od słońca ( ach te kamyczki i zawistne spojrzenie sąsiadów że u nas tak ładnie ) . Larwy opuchlaka które dokładnie zniszczą komunikację przez objedzenie korzenia ( fytoftoroza ) .
Przenawożenie - wioczne przeważnie po 2 miesiącach od naszego lekkomyslengo działania (fytoftoroza) .
Taka jest prawda że obojętnie kto zamieści krzaczek z problemami zawsze znajdzie się inny i napisze że jego zdaniem to fytoftoroza .
Faktycznie lepiej powiedzieć że nie mieliśmy szans bo to nieuleczalne niż że własną głupotą załatwiliśmy krzaczek . Przecież lepiej brzmi że mąż umarł na raka niż że za dużo wypił denaturatu
W jaki sposób zimą kamienie osłonią oczko korzeniowe ?? w żaden !! W jaki sposób odmiana odporna na -15 da radę przetrwać w minus 30 ?? nie wiem . Nie podlewało się miesiąc więc teraz mu to wynagrodzimy i niech się nawet utopi .
Głupota to 99% niepowodzeń
Wracając do tematu to dlatego tak ważna jest warstwa kory - niektórzy zalewają krzew wodą tuż przed mrozami pewnie wychodząc z założenia że "iglo" eskimosa ogrzeje więc krzew też będzie miał lepiej . Niektórzy dosypują śniegu pozbierają z ulicy i na krzaczek niech ma czapeczkę ( jak ulica posypana solą to ostatnią czapeczkę ) .
Rododendrony mają liście jak laurowce twarde i trwałe - więc to nie mimoza że widać na nich od razu że coś jest nie tak.

Kompostownik - nikt o zdrowych zmysłach nie wrzuca zarażonych roślin
cóż mało kto jest przy zdrowych zmysłach i roślinę która mu pada daje do labolatorium.

Nie chcę prześcieradła a co do szklanki może trochę wiedzy że staw to nie zbiornik przeciwpożarowy i poświęcam mu więcej troski niż rododendronom. Procesy zachodzące w stawach z fauną i florą nie są bardziej ubogie niż te w kompostniku. Raz w miesiącu mierzę parametry wody - obserwuję rośłinność i różaneczniki które rosną przy nim na pierwszej lini frontu
Wizyta chociaż internetowa po najciekawszych miejscach w Polsce w których królują azalie i rododendrony bez trudu da odpowiedź że stawy i różaneczniki to rozsądne rozwiązanie .
Może staw kojarzy się z kaczkami i rzęsą wodną - staw to moje oczko w głowie i wymaga pracy większej niż 100 krzewów różaneczników !!!

Nie wiem jakie zbiorniki w kraju są zarażone phytophorą ale wiem że prędzej czy później będą zarażone wszystkie to tylko kwestia czasu. Podobno nie ma ogrodu gdzie nie dotarły już zarodniki tego grzyba. Podobno pracują nad nowym cudownym chemicznym związkiem który pomoże Podobno !!

Nie zabijajmy więc naszych krzaczków pod hasłem - przecież i tak czeka was smutny koniec.
Nie zwalajmy na fytoftorozę naszej wiary w cuda - że sierpniowy nawóz pomoże przetrwać zimę - w 100% zaszkodzi mniej lub bardziej . Nawozy dla leni typ osmocote jak szaleć to szaleć w maju taki na 6 miesięcy działania a jaki na gwiazkę będzie śliczny . To są błędy.

Nie zamierzam polemizować na temat kompostnika bo ja uważam że to moje wysypisko organiczne - ścięta trawa obcięte gałązki pozostałości z roślin ozdobnych i kwiatów . Taki przeżytek 20 wieku - z wieloma niespodziankami w środku. Może nasiona w 97% chwastów tam ginie ale co do grzybów to raczej nie ma szans - duża sprzedaż środków do uzdatniania kompostownika i cudowne preparaty odgrzybiające mówią mi że to nie moja droga w pozyskiwaniu kilku taczek ziemi .
To mój punkt widzenia - może spowodowany lenistwem a każdy leń znajdzie wiele argumentów żeby czegoś nie robić. Jednak nie stosuję kompostowej ziemi do różaneczników nie robię cudownych recpetur igliwie kompost torf . Biorę nieodkwaszony torf i śpię spokojnie . Obornik bydlęcy - cóż nie mam ani jednej krówki więc kupuję granulowany nie obrabiany termicznie .
Nie mam sentymentów - roślina pokazuje objawy chorobowe podchodzę do niej ekonomicznie - warta 10 euro więc nie zastosuje środków chemicznych za 20.

Czy naprawdę daję 200 gram siarczanu amonu na 10 litrów wody ?? Tak daję roztwór 2 % -
Zapotrzebowanie na azot amonowy wynosi 30-40 gram jednak siarczan amonu jest 20 % więc można policzyć że dawka musi być 5 razy większa. Oczywiście nie leję centralnie w krzak ale polewam obszar znajdujący się pod liściami czyli to jest dużo więcej niż metr kwadratowy . Oczywiście ja znam swoją glebę i zastosowałem ten sposób na krzaku który był najmizerniejszy w ogrodzie - kiedy po miesiącu miał świeże przyrosty po 10 cm uznałem że autor takiego potraktowania krzaczka miał rację . W następnych latach pierwsze co podaję to własnie siarczan amonu w kwietniu a w maju czerwcu i lipcu pełną dawkę nawozową płynną 0,3 % Dawkowanie bezpieczne bo za pomocą dozownika DOSATRON . Od sierpnia już nic nawet stosuję płukanie - czyli podlewanie podlewanie podlewanie a że mam lekką ziemię w której 1000 litrów wody robi plamę o średnicy 1 metra więc w moim przypadku sposób jest zupełnie bezpieczny. Kiedyś dałem wodę ze stawu do analizy aby mieć pewność czy zawartość nawozów nie brać pod uwagę w podlewaniu - efekt okazało się że panuje tam głód - lepszy głód niż glony i rogatek z moczarką
____________________
Korzystanie z portalu ogrodowisko.pl oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce plików cookies