Sylwia, Twoja postawa przypomniała mi sentencję bł. Bojanowskiego: "Wszelka dobra dusza jest jako ta świeca - sama się wyniszcza, lecz innym przyświeca". Masz ogromne serce.
4 lata temu moja bliska kolezanka z pracy stanęła przed podobnym problemem, jak Ty teraz.
Jej tesciową potrącil samochód - do konca zycia pozostanie osoba leżącą na łózku rehabilitacyjnym, wymagającą całodobowej opieki.
Tesciowa ma 3 synow, 3 synowe, kilkoro wnukow oraz brata i siostrę, ktorzy rowniez maja swoje rodziny. I oni wszyscy zebrali sie i ustalili grafik - rodzinna opieke. W wyznaczone dni tygodnia dana rodzina opiekuje sie chorą. A jesli nie moze mamie/tesciowej/babci/siostrze zapewnic w tym dniu opieki, to do tej rodziny nalezy zorganizowanie opiekunki z zewnątrz i zaplacenie jej.
W pierwszych tygodniach byly miedzy rodzinami tarcia, ale juz od dlugiego czasu taki uklad bardzo dobrze funkcjonuje.
Tesciowa jest otoczona jest domową opieka swojej rodziny, przy okresowym wsparciu wynajmowanych opiekunek.
Jednym z ciekawszych pomyslow, o ktorym koleżanka mi opowiedziala, jest duzy zeszyt, w ktorym "dyzurujący" wpisuje jakies wazne i mniej wazne uwagi dotyczace samopoczucia, zdrowia chorej, jak rowniez inf np. o przeciekającym zlewie
Nieszczesliwy wypadek tesciowa jakby zblizyl czlonkow rodziny. Kolezanka czesto opowiada mi z humorem rozne wydarzenia z tej wspolnej opieki. Nie opowiada o ciezarze, ale raczej o odpowiedzialnosci i mozliwosci czerpania przez najmlodszych nauki o zyciu ludzkim, roznych jesgo problemch, dylematach, prawdziwych wartosciach.