Helen
21:44, 02 lut 2020
Dołączył: 03 mar 2019
Posty: 8293
Ewa, ale się miło u Ciebie siedzi. Obejrzałam wizytówkę i Maję. Cuda, po prostu.
Już nie wspomnę o bukietach, które układasz. Podziwiam ogrom pracy jaki wkładasz we wszystkie prace ogrodowe.
Przypomniało mi się dzieciństwo, ogród Mamy, ale o tym już u Ciebie pisałam, no i ule Dziadka, pszczelarza-zupełnego amatora.
Pamiętam jak wiele razy się zdarzało, że pomimo dużej ilości drzew owocowych na naszej działce, pszczoły się "wyroiły" w sąsiednim sadzie czereśniowym bądź jabłoniowym lub po prostu u kogoś w ogrodzie. Ludzie wtedy przychodzili powiadomić Dziadka, a On z ogromnym koszykiem bądź ulem jechał po nie.
No i "wybieranie" miodu. Zjeżdżali się wtedy wszyscy zięciowie do pomocy i każdy miał swoje zadanie do wykonania. To były takie fajnie, niespieszne, bardzo rodzinne dni.
Najlepiej jednak wspominam nakładanie węzy na drewniane ramki z drucikami. I to czarodziejskie (dla kilkuletniego dziecka) "wklejenie" się węzy. Nie pamiętam czym to robiliśmy (wiem że się szybko nagrzało), ale pamiętam, że pod nadzorem dorosłych, mogłam to zrobić sama i wtedy było to coś magicznego i niesamowitego.
Najgorsze jest to, że wtedy mało byłam tym zainteresowana, ale teraz bardzo chętnie bym się przeniosła w czasie...
Już nie wspomnę o bukietach, które układasz. Podziwiam ogrom pracy jaki wkładasz we wszystkie prace ogrodowe.
Przypomniało mi się dzieciństwo, ogród Mamy, ale o tym już u Ciebie pisałam, no i ule Dziadka, pszczelarza-zupełnego amatora.
Pamiętam jak wiele razy się zdarzało, że pomimo dużej ilości drzew owocowych na naszej działce, pszczoły się "wyroiły" w sąsiednim sadzie czereśniowym bądź jabłoniowym lub po prostu u kogoś w ogrodzie. Ludzie wtedy przychodzili powiadomić Dziadka, a On z ogromnym koszykiem bądź ulem jechał po nie.
No i "wybieranie" miodu. Zjeżdżali się wtedy wszyscy zięciowie do pomocy i każdy miał swoje zadanie do wykonania. To były takie fajnie, niespieszne, bardzo rodzinne dni.
Najlepiej jednak wspominam nakładanie węzy na drewniane ramki z drucikami. I to czarodziejskie (dla kilkuletniego dziecka) "wklejenie" się węzy. Nie pamiętam czym to robiliśmy (wiem że się szybko nagrzało), ale pamiętam, że pod nadzorem dorosłych, mogłam to zrobić sama i wtedy było to coś magicznego i niesamowitego.
Najgorsze jest to, że wtedy mało byłam tym zainteresowana, ale teraz bardzo chętnie bym się przeniosła w czasie...
____________________
Helen - Hortensjowo
Helen - Hortensjowo