Pragnę niniejszym poinformować, ze historia Gienki zakończyła się definitywnie i jest to zakończenie nienajgorsze

.
Dzisiaj miał miejsce spontaniczny wyjazd do marketu budowlanego po słupki do ogrodzenia. Nogi oczywiście same mnie zaniosły na ogród zewnętrzny, a tam weszłam wprost na magnolki. Nastąpiło szybkie sprawdzenie ceny, cena okazała się być bardzo przyjemna (28 zeta) i tym sposobem do ogrodu zawitał George Henry Kern, nazwany natychmiast Żorżykiem

. Jest nieco niższy niż była Gienka i ma - zupełnie jak nowa ŚŚ - jeden pęd i pikutka

. Ale za 28 zeta postanowiliśmy kupować i nie analizować.
Żorżyk siedzi już w ziemi : ). I wyglada na to, ze szykuje się do kwitnienia!
Sylwia, dziękuję za wskazówkę - sprawdziłam przekrój gałązki - czyste suchutkie drewno. Zatem git

.
Ando, postąpiłam zgodnie z Twoimi radami

.
Natomiast przy wykopywaniu Gienki pojawił się prawdopodobny powód jej śmiertelnego zejścia. W dołku było mnóstwo kuleczek po nawozie. Sprawdziłam te kulki w kontekście podejrzenia o bycie jajami pędraków - były puste w środku, zatem wszystko wskazuje na to, ze biedna Gienka spaliła się od nadmiaru nawozu... Nawozu, który - dodajmy dla porządku - nie ja jej sypnęłam w ilości wstrząsającej w korzenie

.
No ale życie toczy się dalej: umarł król, niech żyje król - umarła Genka, niech żyje Żorżyk

.