W ogrodzie praca naprawdę nigdy się nie kończy

Wczoraj zauważyłam, ze moje ostatnie 3 bukszpany dziwnie wyglądają. Szybka diagnoza - ćma. Jeszcze szybsza decyzja likwidacji bukszpanow. Dzisiaj dokonało się.
Tak było i już nie jest:
No i przy tej okazji pojawiła się koncepcja, która chodzi za mną od zeszłego roku...
Ta część ogrodu, w której były bukszpany, powstawała jako pierwsza. Była przemyślana i zgodna z zamierzeniami. A zamierzenia to był minimalizm wzbogacony. I taki wyszedł. Ale. Ale z czasem moje upodobania migrowały bardziej w stronę wzbogacenia i drobnego chaosu w miejsce uporządkowania

.
Naturalną koleją rzeczy zatem ta cześć ogrodu przestała wytrzymywać konkurencję z częścią leśną (która powstawała jako ostatnia). Nie miałam przyjemności patrzenia na rabaty...
Wylot bukszpanow uruchomił lawinę

.
Dla zobrazowania co jest, co mi przeszkadza i co planuję, potrzebuję zdjęć konkretnych miejsc. Zatem wrócę do tematu jutro

.
Teraz Wam tylko przedstawię drobny dialog z małżonkiem przy wstępnej rozkmince nad jedną z rabat. Małżonek (M) i ja:
M: ja bym widział tu coś zimozielonego.
(no jakże by inaczej!
)
Ja: a co na przykład?
M: no coś zamiast bukszpanow
(bardzo pomocne, cnie? 
Ja: cisy na przykład - można kupić w formie stożków
M: e, cisy to zupełnie jak thuje
Umarłam