Żyje ale sponiewieralo mnie okrutnie, pewnie jeszcze tydzien sie bede doleczac i strasznie slaba jestem. Choc duzo odpoczywalam, lezalam w łózku, dobrze i zdrowo jadłam. Węch i smak powoli wraca no i słuch, uszy mi strasznie zablokowalo. Tylko ten kaszel jeszcze meczy.
Kuruj się i regeneruj. Kaszel to niestety, chyba może sie utrzymywać dość długo.
Przegrzewanie to samo zło a u nas panuje tradycja wygrzewania się ze wszystkich sil.
Jedno z moich najbardziej traumatycznych przejść to był pobyt w szpitalu. Listopad. Sala, z tego co pamiętam, 8 osób. Wewnątrz ze 28 stopni i minimum tlenu.
Ja zaniżyłam średnia wieku na sali do jakiejś osiemdziesiątki.
Wszystkie babulki, które były przytomne, jak niepodległości broniły szczelnie pozamykanych okien.
Jedna otwarcie oskarżyła mnie, ze chcę ją zabić przeciągiem (którego nie było )
A babulki zgrzane, spocone, z pampersami… Horror.
Z drugiej strony pamiętam pobyt w Norwegii.
Kuzynka ma męża Norwega i całkiem po norwesku wychowywane dzieciaki.
Pojechaliśmy kiedys do jej chałupy nad morzem.
ze sporym zaciekawieniem obserwowałam małego Johannesa.
Półtorej godziny klęczał w wodzie i wyławiał do wiaderka małe kraby. Był maj a Morze Norweskie to nie Malediwy.
Po tej przedniej zabawie, matka uwolniła połów, syneczka wzięła na barana, przeszła jakiś kilometr do parkingu gdzie zapakowała go do samochodu. W mokrym kombinezoniku. Po godzinie dotarlismy do domu.
Rano Johannesik, w samym pampersie, bez jakichkolwiek oznak przeziębienia, hasał po domu.
Watek jest, praktycznie bez zdjęć ale wpisy widoczne.
Poczytałam trochę
Przypomniała mi się moja budowa.
Pomysł budowy domu nie był mój. To mój Małzon nagle uznał, ze gorąco pragnie się spełnić i zbudować dom.
Zaklinał się, ze wszystkim się zajmie. Palcem nie tknę, on będzie organizował, negocjował i wszystkim zrobi.
No a w dodatku ma tatusia, który jest inspektorem nadzoru budowlanego to zawsze można liczyc na pomoc….
Nie chciałam ranić jego uczuć mówiąc mu, ze ja bym na tę pomoc tatusia nie liczyła.
Znam sie na ludziach lepiej od Malzona.
Budowa wygladała tak, ze wybuchła pandemia.
Tuz przed byłam w Polsce i zajęłam się pracami na działce bo usuwaliśmy na niej stary fundament i wymienialiśmy w efekcie tego grunt pod domem.
Małzon był na działce po wymianie gruntu, kiedy robiliśmy badanie czy ten nowy grunt jest odpowiednio utwardzony.
Potem pandemia, część budowy przez internet i telefon, z kierownikiem budowy sprawdzającym co ekipy wyczyniają (!!!)
W połowie roku udało mi się przylecieć do Polski. Dom stał, mial dach, okna, tynki i wszystkie instalacje wewnątrz
Ekipy wpuszczała moja teściowa Została cala wykończeniówka, ocieplanie poddaszy, sufity, montaż kozy, kuchnia, łazienki…
Małżon przyjechał ponad rok po pierwszej wizycie, mieszkałam już w domu trzy miesiące.
Tatuś, inspektor nadzoru, jeszcze nas nie odwiedził. A to zona chora, pies, kot, protest gdzieś na mieście. Zajęty jest człowiek.
Przedwczorajsze fotki zrobione na spacerku z psami, bo im sie niestety nie da wytłumaczyc, ze czlowiek chory dzis juz nie mam co focic poza dębami nad bajorem
Piękna jesień w Twoim ogrodzie, masz mnóstwo liściastych, więc o tej porze roku paleta barw jest ogromna,
jest co podziwiać.
Mam nadzieję, że ze zdrówkiem już lepiej. Mnie też coś się zaczyna, na razie boli mnie gardło.
Pozdrawiam, trzymaj się.