Miałam dzisiaj urwanie głowy, byłam zrobić rezonans, stres mnie nie opuszczał od kilku dni i w zasadzie jeszcze będzie ze mną tydzień, dopóki nie dostanę wyników, ale mniejsza z tym. Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś innego, ze słyszenia miało być głośno i zimno. Ubrałam się jak niedźwiedź, ale i tak połowę rzeczy musiałam zostawić w szatni, więc trzęsłam się jak osika wchodząc na to badanie.
Tymczasem nawet tak bardzo nie zmarzłam a zamiast przerażających huków bardziej zapamiętałam moje zdrętwienie, płytki oddech i zawroty głowy. Czułam się jak na karuzeli, a ja nie mogę na karuzelę..
Spore doświadczenie za mną, nie takie straszne, ale wolałabym już więcej tego nie doświadczać.
A w domu.. Pies dobrał się do naszego myszorka

, biedny ledwo zipie, w ostatniej chwili go wyrwałam z paszczy naszego psa, ale przegiął tym razem...
Członka rodziny o mały włos nie zeżarł

.
Romek go nie rusza (kot) a ten myśli, że mu wszystko wolno.
Nie wiem, czy Franek z tego wyjdzie, cały czas go teraz mam przy sobie, mam wrażenie, że wciąż jest przerażony tą sytuacją

.