Na przekór tego, co za oknami, zrobiłyśmy sobie z moimi dziewczynami mały rekonesans po sklepach.
Wiem, wiem, są tu zwolennicy kupowania korzystniejszego, zwłaszcza jeśli chodzi i ceny. Mało kupuję przez internet, zwłaszcza piwonii. Niejednokrotnie nacięłam się na nieuczciwych sprzedawców, tych handlujących fałszywymi piwoniami jest akurat dostatek. Ale wczoraj natrafiłyśmy na dostawę piwonii drzewiastych. Chińskich (co jest akurat bardzo ważne) i w dobrej kondycji. Zaryzykowałam, piwonia ma siedem silnych pędów i trzy kwiatowe. Dwa wytnę a jeden, o ile uda mi się bezpiecznie doholować ją do wiosny, zostawię w celu przekonania się, czy jest rzeczywiście biała. Podana na etykiecie nazwa jest właściwie nieistotna, tyle już 'odmian' kupiłam.
Po wyjęciu jej z ciasnej doniczki okazało sie, że korzenie są w porządku. Tego najbardziej się bałam, zwykle bywa to kawałek kłacza wepchnięty do torfu. Mam teraz trudne zadanie. Nie przelać i w odpowiednim momencie przenieść do chłodu. Trzymajcie kciuki.
Na jeden jeszcze asortyment moja koleżanka zwróciła uwagę. Pojawiła się dziwna malina, trochę wyglądająca na dziką, jedyna informacja na etykiecie- Rubus. Kasia skojarzyła opis z książki, tej o warzywach, owocach i ziołach, z japońską maliną rdzawą (wineberry). Podobno daje najlepsze ze wszystkich owoców należących do ogromnego "klanu" malinowo- jeżynowego. Kolce ponoć kłują lekko, a pędy maliny zimą mają intensywnie czerwone zabarwienie. Zaryzykuję i kupię tę malinę (chociaż Kasia identyfikowała ją tylko na podstawie zdjęcia na woreczku, przy okazji, Kasiu, uznanie za pamięć i spostrzegawczość, wiem, że czasami tu zaglądasz).
A może ktoś ją zna i może coś więcej na jej temat powiedzieć?