Wieki mnie nie było, ale ja tak mam, ze lubię sobie zniknąć

Ostatnio trochę dałam się rozłożyć chorobie, ale powolutku się zbieram.
Dzisiaj kilka godzin spędziłam w ogrodzie. Większość liści już spadła, trzeba było trochę z nimi powalczyć. U mnie większość, to liście orzecha włoskiego, brzozy, perukowca, forsycji i winobluszczu.
Na szczęście w tym roku aura była na tyle łaskawa, ze nie spadło wszystko w ciągu jednej nocy, jak to było w ubiegłym roku

Wtedy było naprawdę ciężko, bo liście orzecha "łupnęły" półmetrową warstwą, zasypując m.in. ogromny, płożący jałowiec. Nie powiem przez ile godzin wyciągałam te liście (i nie powiem, jakich wyrazów używałam podczas tej radosnej pracy

)
Ale dzisiaj poszło sprawnie. Większość upchnęłam do kontenera na bio-odpady i do worów. Dwie sterty czekają na następny transport, no i na drzewach wciąż jeszcze jest trochę liści...
Podsypałam trochę część roślin kompostem liściowym i podsuszoną trawa z ostatniego koszenia.
Ogród już smutnieje, ale... kwitnie mi jeszcze jedna róża. Piękna jest... jak pozdrowienie od odchodzącego lata
Pozdrowienia.
M.
____________________
Małgosia
Ogród Miejskiej Ogrodniczki :)
Mój blog kulinarny jakby ktoś chciał coś sobie ugotować :)
www.alicjawkrainiegarow.blogspot.com