Witam, wszystkich odwiedzających mój wątek, dziękuję za troskę i życzenia zdrowotności. I baaaaaaardzo przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale u mnie jak zwykle chroniczny niedoczas nie pozwala się nudzić!
Dziś miałam chwilkę, żeby złapać oddech i stwierdziłam (podsumowując wydarzenia ostatnich dni), że …nie wiem kto pisze scenariusz mojego życia, ale widać że ma duże poczucie humoru!!!
Dlaczego….???
Mój syn przeprowadził się do nowego mieszkania i tuż przed świętami rozpoczął remont. Ja z racji wyuczonego zawodu jestem poniekąd z branży więc poprosił mnie o pomoc. W związku z tym,w wigilię zamiast lepić pierogi, gotować kapustę z grochem i pakować prezenty… biegałam po marketach budowlanych w poszukiwaniu właściwych kolorów farb, odpowiednich pędzli, wałków i szpachelek, nie wspominając już o Unigruntach, szpachlach gipsowych, foliach i taśmach malarskich. Byłam jedynym klientem (klientką) na dziale „budowlanka” a panowie z obsługi stoisk patrzyli na mnie z dziwnym uśmiechem…jeden nawet zapytał czy te wszystkie zakupy to prezenty od Świętego Mikołaja? Ha, ha …no bardzo śmieszne!
Potem był Sylwester i czas na ogarnianie choróbska…no i obowiązkowa przerwa regeneracyjna dla mojej powłoki cielesnej, która w ostatnich dniach Starego Roku nie co się uszkodziła (dla przypomnienia…makijaż permanentny pod okiem i zepsuta noga w kostce).
Melduję, że gorączka i katarek ogarnięte w kilka dni, makijaż już zbladł, a nóżka dochodzi do siebie podczas codziennych wizyt na rehabilitacji.
Nie zapomniałam jednak o remoncie u syna…teraz biegam po Internecie i wynajduję okazje cenowe. Tydzień temu pojechałam do Częstochowy po kuchnie indukcyjną, wczoraj wzbogaciłam się o lodówkę, a na jutro przewidziana jest dostawa zamówionego okapu kuchennego. W między czasie (żeby nie było za nudno) w sklepach stacjonarnych nabywam drogą kupna: rozmaite talerze, sztućce, salaterki, szklanki, kieliszki, garnki, patelnie, lampy sufitowe, zegary, ręczniki, poduszki, koce i milion innych mniej lub bardziej potrzebnych przedmiotów.
W kolejce do zapakowania czeka jeszcze odkurzacz, antena satelitarna, ooooogromny narożnik wypoczynkowy i ława z pioruńsko ciężkim szklanym blatem.
Jak ja to wszystko przetransportuję do mojego „pierworodnego”??? No cóż…załaduję te wszystkie graty i rupiecie na ciężarówkę, założę wygodne buciki i osobiście mu zawiozę…1100 km w jedną stronę. Ot taki szalony pomysł…instynkt matczyny….czy cholercia wie co jeszcze…
Wobec powyższego informuję, że w dniach 22-24 stycznia będę w Holandii i jeśli ktoś ma coś do kupienia w tamtejszych sklepach bądź centrach ogrodniczych mogę zakupić i przywieźć.
Ufff…w tych „kilku” słowach wytłumaczyłam się chyba z mojej niebytności na forum i mam nadzieję, że zostało mi wybaczone….
Teraz wpisy….