Po południu przemieliłam w rozdrabniarce resztki ściętego ognika. Wykopałam karpę korzeniową. Na szczęście nie siedziała głęboko. Jakieś pół metra.

Przekopałam glebę z końskim obornikiem i wiórkami rogowymi. Zrobiłam obchód po ogrodzie w poszukiwaniu roślin do cienia. Wykorzystałam sporą tawułkę Arendsa z rodkowej, zagubione w czeluściach hosty, bergenię Flirt nabytą wiosną, żółtolistne żurawki z czerwoną żyłką na liściu i turzyce SS jako zadarniacze. Tawułkę podzieliłam szpadlem.
Tłem jest choina kanadyjska w narożniku, wokół niej rosną paprocie. Uzupełniłam rośliny do brzegu trawnika. Kolory w cieniu nieco przekłamane.
Po prawej rośnie pęcherznica bordowolistna. Mam nadzieję, że będzie rosło bez mojej ingerencji. To pierwsza rabata typowo cienista.
A tuż obok skrajnie odmienne warunki. Wschodnia strona budynku, pod okapem. Zawsze o tej porze trawa zamienia się tam w siano.
Kolekcja tawułek naprzeciw tarasu- drzewka i krzewy podkradają im składniki odżywcze i zabierają przestrzeń życiową.
Tym też już kurczy się przestrzeń życiowa. Na początku rosły na patelni przez cały dzień. Teraz o połowę krócej.
____________________
Hania-
To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz