Zabiegany dzień miałam.
Rano odwiedziłam lokalny ryneczek. Zatrzymałam się przy stoisku trawiasto- bylinowym i zdębiałam. To, że ceny za rośliny bija w tym sezonie rekordy, to wiedziałam. Ale że aż takie, to nie wiedziałam. Doniczka z jedną sadzonka werbeny patagońskiej kosztowała 20 zł.
Moje dokonują samosiewu od 5 lat. Zawsze, kiedy kwitną, czule myślę o Ani i Gabrysi. Nasionka były od nich.
Ziemia trochę obeschła, bo mocno wiało i świeciło słońce.Można było zlikwidować stare truskawki, wzbogacić glebę o świeże dobra i posadzić nowe sadzonki. Ciesze się, że mam to już za sobą.
Coś czuję, że będę musiała dokonać jakiejś rewolucji w poziomkach, bo te kilkanaście krzaczków, które mam, mocno są poturbowane przez rdzę.
Dojrzały czarne porzeczki. Naszykowałam sobie niezbędny sprzęt.
I ruszyłam na zbiory.

Przetwory zrobię jutro, bo dzisiaj już nie miałam sił. Starczyło ich tylko na wieczorne polowanie na ślimaki i podsypanie trutki do norek.
Zakwitło parzydło Kneiffi. Ładnie świeci.
Między dereniami w brzeziniaku wysiały się jednoroczne ostróżki. Ostatni raz wysiewałam je 6 lat temu, a one wciąż się pojawiają.
W ogrodzie pojawił się nowy zwierz.

W sobotę siedziałam sobie koło 11 w nocy na tarasie, kiedy nagle wzdłuż długiej prostej przeleciało jakieś wielkie ptaszysko. Rozpiętość skrzydeł była spora.
Powtórka nastąpiła następnego dnia. Towarzyszył temu nieznany mi dźwięk. Wczoraj ten dźwięk dobiegał z okolic otwartego okna tarasowego. Najpierw myślałam, że to jakiś dziki kot, a potem mnie olśniło.
W pobliżu zadomowił się puszczyk.
____________________
Hania-
To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz