Mój sąsiad i były szef w zeszłym roku dostali kartę mobilizacyjną, tak jak Asia pisze, oficerowie rezerwy co jakiś czas są wzywani.
Co do pomocy, to Haniu, masz świętą rację, już teraz piszą, że na granicy zrobiło się "wysypisko". Widziałam ostatnio artykuł o mądrym pomaganiu z Polskiej Akcji Humanitarnej. Mam nadzieję Haniu, że się nie obrazisz, wkleję tu u Ciebie fragment, bo tu wielu czytelników. Oczywiście jeżeli sobie nie życzysz, zaraz usunę.
"Wielu z nas jako najbardziej namacalną formę pomocy postrzega darowizny rzeczowe. jeśli są one przekazywane w odpowiedzi na konkretne zapotrzebowanie (czyli w określonych, ustalonych wcześniej na podstawie rekonesansu: ilości, jakości i rodzaju) oraz dystrybuowane zgodnie z potrzebami i systemem stworzonym przez specjalistów na miejscu, mogą stanowić niezwykle ważny i cenny element odpowiedzi humanitarnej. jeżeli jednak tak się nie dzieje, dary takie generują koszty i stwarzają poważny problem dla lokalnych struktur zaangażowanych w pomoc, które i tak w sytuacjach kryzysowych obciążone są do granic możliwości. Zbyt duży napływ nieodpowiednich darowizn może prowadzić nawet do paraliżu całego systemu pomocy w miejscach dotkniętych kataklizmami.
Przykładem może być tutaj tzw. „drugie tsunami”, jak na Sri lance nazwano falę darowizn leków i środków medycznych. Zalała ona wręcz wyspę po kataklizmie, który nawiedził Azję w grudniu 2004 roku. Pierwsze, prawdziwe tsunami pozostawiło po sobie wiele tysięcy ofiar i rannych. Ci, którzy odnieśli rany, po kilku tygodniach
wydobrzeli, jednak przez kolejnych pięć miesięcy wyspa była „bombardowana” setkami samolotów wypełnionych po brzegi darowiznami leków ze wszystkich stron świata. leków niewiadomego pochodzenia, opisanych we wszystkich językach globu, przeterminowanych, napoczętych, nieadekwatnych do sytuacji. ogromne ilości darowizn czopowały system logistyczny, generując koszty, zajmując coraz to większe przestrzenie magazynowe i angażując siły wolontariuszy, jakże potrzebnych przy innych zajęciach. Co
więcej, Sri lanka ma własny przemysł farmaceutyczny, który nie ucierpiał podczas tsunami. Łatwo zgadnąć, jak napływ takiej ilości darmowych leków odbił się na tej branży. nietrudno też wyobrazić sobie ogromne koszty utylizacji, jakie musiał ostatecznie ponieść rząd Sri lanki, aby pozbyć się niechcianych darów. jeśli w odruchu serca otwieramy naszą szafę, apteczkę czy lodówkę, chcąc podarować kilka zużytych koszul, wysłużony ekspres do kawy czy trochę zdezelowaną zabawkę, widzimy oczami wyobraźni ofiarę katastrofy, która te rzeczy przyjmuje z zadowoleniem, bo przecież jeszcze mogą się jej jeszcze przydać. Czego już zazwyczaj nie widzimy, to tysięcy ludzi darujących równie wysłużone, nie bardzo w tym momencie przydatne sprzęty, setek samolotów czy ciężarówek muszących zawieźć te rzeczy do potrzebujących i kilku osób próbujących na miejscu zajmować się magazynami zapchanymi wszystkim i niczym. Z takim problemem borykają się pracownicy humanitarni przy każdej większej katastrofie.
Dla odbiorcy, czyli np. lokalnych władz, najbardziej dotkliwym problemem stwarzanym przez napływające, nieposegregowane i nienadające się do użytku dary są ogromne nakłady pracy, czasu i finansów, jakie muszą być przeznaczone na przyjęcie, magazynowanie, segregację i w końcu utylizację „pomocy”. Ponieważ w każdej sytuacji kryzysowej istnieje ogromny deficyt zarówno rąk do pracy, jak i czasu oraz środków finansowych, dary zazwyczaj kumulują się, a przydatne jeszcze rzeczy giną w stosach przedmiotów nienadających się absolutnie do niczego. nawet w przypadku tej pierwszej kategorii niezbędny jest ogromny wysiłek logistyczny i finansowy (często przekraczający wartość darowizny), zanim ofiarowane rzeczy w końcu trafią do beneficjentów. Z kolei każde niepełnowartościowe ubranie czy dar rzeczowy to przecież nic innego jak śmieć i dodatkowy problem wwożony na miejsce katastrofy. Śmieć, który tak naprawdę, zanim trafi na wysypisko, pochłonie jeszcze energię ludzką i pieniądze, których na miejscu katastrofy bardzo brakuje.oczywiście czasami przekazanie darów rzeczowych na teren katastrofy jest uzasadnione. Bywa tak w przypadku, gdy jest odpowiedzią na konkretne zapotrzebowanie płynące od beneficjentów, a zdobycie pomocy na miejscu (np. przez lokalne zakupy) jest niemożliwe lub wielokrotnie kosztowniejsze niż transport.
Co zatem robić, aby pomagać mądrzej? Warto pamiętać, że najbardziej efektywną formą pomocy jest przekazanie środków pieniężnych organizacjom pomocowym (takim jak np. Polska Akcja Humanitarna, która zasadniczo nie przyjmuje darów rzeczowych). organizacje, dysponując funduszami, są w stanie zapewnić poszkodowanym pomoc najbardziej im w danej chwili potrzebną, czy będą to ubrania, żywność, pasza dla zwierząt, opał, czy materiały budowlane. Dostarczone w ten sposób dary najlepiej trafiają w potrzeby, gdyż ich zakup jest zazwyczaj uzgadniany z samymi poszkodowanymi lub ich reprezentantami. tak pozyskana pomoc wykorzystana będzie w stu procentach, co nie nałoży na beneficjentów obowiązku i kosztów utylizacji zbędnych środków. Dzięki
wsparciu finansowemu organizacje mogą pozyskiwać artykuły pomocowe na miejscu lub w pobliżu poszkodowanych terenów, co wzmacnia lokalną ekonomię (cierpiącą w wyniku kataklizmu) oraz eliminuje koszty transportu i magazynowania."
A co do emerytury, to bardzo pozytywnie mnie nastawiłaś

Wprawdzie jeszcze 22 lata przede mną, ale okresów nieskładkowych miałam mało, macierzyński raz, bo raz na studiach, dzieci chore, to M i babcie są, sama, odpukać też mało choruję, praca w budżetówce, składki regularnie opłacane... może będzie dobrze... Ale poza tym myślę sama jak sobie zapewnić fundusze na wyjazdy na emeryturze na moje ukochane Kanary