Ja mieszkałam prawie na wsi. Atrakcji miejskich brak. Babcia ściągała mnie nocą z ulicy, gdzie toczyliśmy mecze badmintona. Ja nie wiem, jak my te lotki po ciemku widzieliśmy, ale graliśmy do oporu. A w lasku za droga mieliśmy krzywą sosnę. Jedna na kilkoro, więc były mieszkania na gałęziach. I budowa szałasów. I domu w lesie, gdzie sosny utworzyły taką minipolankę. Robiliśmy ściany z gałęzi, znosiliśmy stare skrzynki jakieś na meble. Wyciągało się z piwnic i garaży jakieś deski, cegły. Wszystko na meble i jeszcze pozwalali nam tam spać
Moje dzieci jeździły na kolonie bez telefonu. Co prawda tylko 2 tygodnie, ale zawsze coś. Mieszkali w namiotach wojskowych, spali na pryczach i siennikach. Mycie w jeziorze. Prądu brak ogólnie dostępnego. Jest tylko w domku, w którym przygotowywali jedzenie.
Kiedyś był inny dostęp do informacji, a tym samym większość naszych rodziców pewnie nie myślała o rozmaitych zagrożeniach, bo sami ich z własnego dzieciństwa nie znali. Nie mówiło się o pedofilach, porywaczach etc. (no może Czarna Wołga była wyjątkiem ). Nie było tylu samochodów co teraz więc i ryzyko wypadków komunikacyjnych było mniejsze. Nie było certyfikowanych placów zabaw - jak ktoś spadł z drzewa to spadł (rodzicom się o tym nie mówiło), żadna certyfikowana bramka nikogo nie przygniotła bo nie było bramek do gry w piłkę.
Karą największą był zakaz wyjścia "na dwór"
Dzieci nie miały tylu zajęć pozalekcyjnych, miały szkołę, rzadko kiedy coś dodatkowego.
Wakacje spędzało się w "bandzie" włócząc się po okolicy, penetrując bunkry, okoliczne łąki i lasy, robiąc różne głupoty. Wychodziło się z domu rano, wracało na obiad, a potem na kolację.
W ciągu roku szkolnego - podobnie. Rzucić tornister i lecieć na dwór.
Teraz są inne czasy... Inne zagrożenia... Inne obowiązki... Jak zawsze przy takiej okazji powtórzę za moją Babcią: "przed wojną było lepiej"
P.S. Haniu, czy orliki inne niż te najzwyklejsze różowe wysiewają się u Ciebie???
Ja tak uwielbiałam proszek Vibovit z palca zlizywać!
Mam i ja sentyment ogromny do czasów dzieciństwa i wszystkich gier i zabaw, które wspominacie.
Mam też to szczęście, że od ponad dwudziestu lat jeździmy latem z rodziną i znajomymi w takie miejsce w naszych górach, gdzie są nadal kłopoty z zasięgiem i słaby Internet. Tam dzieci po prostu muszą znaleźć sobie inne zajęcie bywa malowanie na kamieniach, podchody, co roku budowanie bazy i wg mojej nastolatki- jest to zdecydowanie najlepsze miejsce do czytania- bo elektronika nie działa
Wszystkie orliki się wysiewają przy okazji miksując się kolorystycznie i pod względem wysokości. Fajne są.
Czy przed wojną było lepiej? Nie. Mnie wychowywali ludzie urodzeni w 1933 i 36 roku. Tato został całkowitym sierotą w wieku 11 lat. W wieku 15 odbył samodzielnie drogę z Warszawy do Wrocławia, gdzie zaczął pracę połączoną z nauką w przyzakładowej szkole. Mama pochodzi ze wsi pod Wieluniem. Wyjazd do szkoły średniej we Wrocławiu sfinansował jej wujek. Była zdolna, a w domu bieda. Oboje wchodzili w dorosłość z wiedzą o tym, jak istotna w życiu jest samodzielność, zaradność, pracowitość. Sporo z tego jest we mnie. W tym pragmatyzm i brak paniki w sytuacjach kryzysowych. Osobiście do dzisiaj się dziwię, skąd w nich była gotowość łażenia z nami na poranki do kina, na spektakle teatralne dla dzieci, przedstawienia operowe, na codzienne czytanie książek, wizyty w księgarniach.
Oprócz szkoły były zajęcia pozalekcyjne. Tylko nikt na nie dzieci nie woził. Była drużyna zuchowa i zbiórki, były kółka zainteresowań w szkole (po południu), był SKS, były prywatne lekcje języka obcego. Do szkoły chodziło się też w sobotę, więc szkolne lekcje nie trwały długo. Z reguły dzieci same decydowały o rodzaju dodatkowych zajęć.
Jednego jestem pewna: rodzice nas kochali, ale zdecydowanie w owych czasach dziecko w rodzinie nie było pępkiem świata. Ta zmiana pozycji dziecka w rodzinie zaczęła się gdzieś w latach 90. Nie wiem, może ówcześni rodzice nosili w sobie jakieś marzenia o dzieciństwie wypełnionym dobrami konsumpcyjnymi. Sporo się wtedy mówiło i pisało o tym, że tylko wykształcenie, zapewni sukces w życiu. Zaczęły się rankingi, testowanie. I w tym wszystkim sukces dziecka zaczął być tożsamy z sukcesem rodziców. Dzieci zaczęły żyć pod sporą presją.
Całe swoje dorosłe życie spędziłam w otoczeniu dzieci i młodzieży oraz ich rodziców. W ciągu tych lat żadna z tych grup nie zmieniła się tak bardzo jak rodzice. Najtrudniej było mi znaleźć w nich taką zwykłą miłość do swoich dzieci. Kontrola- to słowo pierwsze przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o dzisiejszych rodzicach. Olbrzymia potrzeba kontroli.
____________________
Hania-To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz
Bo największym marzeniem każdego dziecka jest wolność, w tym samodzielność. A dorośli nie zawsze chcą na to dać zgodę.
____________________
Hania-To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz
Robiono kiedyś badania porównawcze, jeśli chodzi o te zagrożenia występujące w społeczeństwie. Statystycznie liczba pedofilii, morderców i różnych innych patologii jest wielkością stałą procentowo. Różnica jest taka, że dzisiaj mamy więcej źródeł informacji i szybciej one do nas docierają.
To nie o to chodzi, żeby wyrzucić z domu laptopy, komórki, odciąć internet.
Znasz pewnie zestaw dwóch pytań, które najczęściej słyszy polskie dziecko:
Jak tam w szkole?
Co było na obiad? (w przedszkolu, szkolnej stołówce)
Te dwa pytania zazwyczaj kończą obustronną komunikację w rodzinie.
Mnie smuciły mamy, które podczas bytności na różnych szkolnych imprezach z dziećmi w roli głównej, namiętnie przeglądały swoje telefony.
____________________
Hania-To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz
Haniu, cudna dyskusja. Dorośli nie zawsze chcą dać zgodę samym sobie na wolność, nie tylko dzieciom. Oczekiwania z tego wynikające stają się nie do udźwignięcia dla drugiej strony.
Ewo Ando, zaciekawiła mnie forma szkoły, jaką wybraliście dla córki.