Boję się jedynie, że nawet dla hortensji będzie tam za ciemno (to co prawda taki "jasny cień" ale bezpośrednie promienie tam nie będą docierały.
Ale nic. rozmnożę swoją limkę, więc w razie niepowodzenia straty nie będzie
Aniu, widzę że Ty tzw.: "kobiece sztuczki" masz opanowane do perfekcji. Ja z tych co kawę na ławę
Samo przesadzanie bukszpanów to pikuś. W zeszłym roku M przesadził z pomocą mojego taty kilkanaście sztuk, jak takich rozrośniętych - poszły na żywopłot od podjazdu:
Problemem jest potężna karpa po wykopanym świerku, która została w ziemi pomiędzy tymi bukszpanami. M już ma doświadczenie z wykopywaniem takich karp i zapowiedział mi już że "w życiu".
Jedyny sposób na niego, to żebym sama zaczęła kopać. Jak zobaczy, jak beznadziejnie się męczę, to mnie pogoni od tej roboty (urągając i wyrzekając na moją głupotę i upór, ale to już nieważnie).
Przetestowane
Ja w podobnej sytuacji mam 'Marikena' na pniu. Pasuje do cieniolubnych. Ale 2 metry szczepienia to wyższa szkoła jazdy. Lepiej wyprowadzić z pnia. Klon jasnoobrzeżony też da radę - byle cięty ładnie.
Otóż to zaczęłam głośno mówić, ze sama muszę itd, potem wzięłam sprzęt i poszłam obkopywać...delikatnie, ostrożnie...po około 40 minutach przyszedł eMna inspekcję i gdy zobaczył, ze jeszcze nie wykopany, to się w końcu zabrał...zapowiedział też,że jak nie potrafię, to mam sie do tego nie brać(hihihihi)
Przecież my kruche istotki
W pełnym cieniu mam hortensję Vanille fraise - fakt, ze dopiero 1 sezon, ale bardzo ładnie rosła..Zobaczymy w tym roku
Jak się go zapytałam, jaka to dla niego różnica, wykopać karpę czy porąbać drzewo (w końcu to wysiłek i to wysiłek), to powiedział, że rąbanie drzewa w każdej chwili może przerwać, a jak ruszy karpę, to musi szybko skończyć, żeby rozgrzebane nie było.
Ja mam odwrotnie - lubię robić, jak widzę efekty. A takie rąbanie drewna to jak sprzątanie albo gotowanie: ile bym nie robiła, za chwilę trzeba znowu
Jakoś tak zbieraliśmy się do tego, zbieraliśmy, w końcu któregoś dnia sama zaczęłam kopać. Pech chciał, że akurat tego dnia M wrócił późno z pracy.
Krótko mówiąc: skończyło się tak, że M mnie pogonił, żebym mu zeszła z oczu i zajęła się dziećmi, a sam po ciemku, w deszczu (a jakże) i bez obiadu walczył z tym rodkiem. Oj, przez tydzień chodziłam wtedy na paluszkach
Ale rodek przeżył. Co prawda, połowę liści stracił, ale przeżył
Można kupić zwykłego miłorzęba i go prowadzić (ciąć).
Ja jestem zachowawcza, nie mam wyobraźni takiej przestrzennej, dla poprawności zawsze warto żywopłot ciągnąć od punktu - do punktu.
Jego rola jest inna niż rola formy szczepionej na pniu.
Asia, nie pomogę, nie wiem. Ty masz dobre rozeznanie form i brył.