A w ogóle to dziś przeszłam samą siebie...
Budzę się jakos ok. 6:30 i sobie myślę: Kurde co jest?! Budzik mi nie zadzwonił do pracy, wrr... sprawdzam w tel czy przypadkiem nie odznaczylam dzwonienia. No ale nie, wszystko jak nalezy... No dobra, to wstaje, szybko się szykuje do pracy, ubieram, maluje. Godz 7:10 idę przeniesc synka do eMa, bo słyszę, że się obudził i mowię mu, zeby pamietal, ze dzis na pobranie krwi go ma zabrac... On pyta jaki dziś dzien, to mowię, ze poniedzialek przeciez. Ide do drzwi już, buty na nogi... A tu nagle eM krzyczy z sypialni: Kot, ale dziś niedziela!
Ja w konsternacje wpadlam, mysle mysle... kurde, no faktycznie!

A jeszcze tak sobie pomyslalam - kurde, ale eM ma dobrze, szczesliwy taki, ze nawet nie przejmuje się jaki dzien tygodnia mamy
No tego jeszcze nie grali