Właśnie obejrzałam wszystko.
Obraz nędzy i rozpaczy.
Wszystkie większe liście (hosty, dalie, ogórki) podziurawione i porozrzucane wokół. Kruche rozchodniki rozkawałkowane (powsadzałam do ziemi te kawałki, może się przyjmą). Wczoraj posadzone krwawniki połamane i leżące. Nawet czosnki główkowate poprzełamywane w większości. Liliowce wzdłuż podjazdu wszystkie liście mają uszkodzone. Na pierwszej róży nie został ani jeden z kilku kwiatów. Nawet jednego płatka nie ma. W warzywniku sodoma i gomora. Sałata przybita do ziemi, to samo koper i pietruszka. Z pomidorów zostały tylko kikuty. Liście, kwiaty i zawiązki wszystko na ziemi. Z kwitnących ogórków nic nie będzie, bo nie mają z czego się odmłodzić. I ...... czerwone, pokaleczone (ranne jak po wojnie) rzodkiewki wystające z ziemi. Nawet szczypior połamany.
Po czterech godzinach od gradobicia mam jeszcze na trawniku coś takiego.