Z nimi później cyrk był, bo widać było, że coś im dolega, ale w sumie dobrze się stało, bo dzięki temu cały dzień z Toszką spędziłam

Przyjechała do mnie na reanimację i szkolenie z sadzenia hahaha. Jaka to jest aparatka, naprawdę... Toszka już to pisała, ale w skrócie powtórzę.
Przed posadzeniem moczysz (najlepiej w deszczówce), potem rozdzierasz bryłę bez litości, cały filc wylatuje, torf wylatuje, korzonki muszą być możliwe do rozłożenia w docelowym miejscu na płasko, jak naleśnik. Przygotowujesz sobie stanowisko, nie kopiesz głęboko tylko rozlegle. Ciężko utrzymać odpowiednie ph, dlatego najlepiej jest sadzić w grupach, nie pojedynczo. U mnie nie było dołków pod każdy rh, tylko cały ten fragment został przekopany. Przekopujesz go z końskim g..., igliwiem, kwaśną próchnicą, siarką... Aaa czekaj, znalazłam opis toszkowy, proszę:
"Jeśli jest wysokie ph (od 7,5 wzwyż) to trzeba cały dołek przygotować od podstaw. Czyli ująć ponad połowę ziemi. Dać siarki granulowanej, przekopać głęboko. Potem zbieramy ściółkę (nie torf! bo ten po roku już nie będzie kwaśny, a są problemy kiedy przesuszymy, np.zimą). Mniej więcej w równych proporcjach potrzeba igliwia, suchych liści, najlepiej dębowych (bez bukowych bo te są mocno zasadowe!), przekompostowany obornik koński, przekompostowana kora, kompost, mączka bazaltowa w sporej ilości, hemoglobina (na start 3-4 łyżki) i do tego trochę siarki. Dokładnie przemieszane i zmieszane z ziemią z dołka. Dobrze jest dodać worek, dwa ściółki z lasu iglastego, ew.dębowego, która zawiera mikoryzę. To jako szczepionka."
Jak już faceci nam przekopali i przemieszali z dobrociami cały ten obszar, zrobiłyśmy docelowe zagłębienia na rodki, do nich jeszcze sypnęłyśmy kwaśnej próchnicy i posadziłyśmy rośliny. Od tej pory rosną, mają się świetnie, nic przy nich nie robię. Aaa sypnęłam chyba raz hemoglobiny - pylista, sypać ostrożnie, żeby się nie uświnić!