Podczytuję Ogrodowisko od jakiegoś czasu i korzystam z informacji, które tu się pojawiają, dlatego też chciałabym dodać coś od siebie i podzielić się moim doświadczeniem dotyczącym tzw. maty na chwasty.
Zeszłej jesieni postanowiliśmy zagospodarować zaniedbaną, bardzo nasłonecznioną skarpę o powierzchni ok. 150, może 200, metrów kwadratowych. Rosło na niej kilkanaście starych dużych iglaków i nieodmładzana od lat, mocno dobita, rogownica kutnerowata. Wszystko to doszczętnie oplecione powojem polnym.
Rogownica została z konieczności usunięta, powój teoretycznie też, iglaki oczyszczone, ziemia, tam gdzie się dało, przekopana.
Wiedzieliśmy, że powój to ciężki przeciwnik, widzieliśmy, że wyrywamy głównie część zieloną, a korzenie zostają, wiedzieliśmy, że może z tym być problem. Kto z powojem walczył, ten wie. Postanowiliśmy więc zastosować matę na chwasty, wychodząc z założenia, że skoro to się sprzedaje, skoro inni używają = musi być skuteczne. Łatwo nie było, bo i pogoda zeszłej jesieni mało sprzyjająca, a skarpa dość stroma, ale oczekiwany wtedy efekt osiągnęliśmy. Niezbyt nam się czarna szmata na skarpie podobała, ale uznaliśmy, że w imię celów wyższych (patrz walka z chwastem), warto się poświęcić.
Wczesną wiosną wydawało nam się, że z powojem wygraliśmy, bo nie było widać jego śladów, zaczęliśmy sadzić rośliny. Posadziliśmy ok. 200 sadzonek - roboty masa (wycinanie dziur w szmacie), upychanie, o pieniądzach na sadzonki nie wspomnę. Jako naiwni, niedouczeni ogrodnicy, cieszyliśmy się, że coś rośnie. Tak było mniej więcej do początku czerwca, kiedy zauważyłam, że powój zaczyna wyłazić każdą możliwą dziurą, a wspaniała mata jakoś dziwnie się "podnosi".
Po nacięciu szmaty, wszystko się wyjaśniło, zdjęcie poniżej obrazuje jak mata "świetnie" sobie poradziła z chwastami - w tym przypadku powojem polnym:
Obecnie mata jest zdjęta, pod nią zgniła, zbita ziemia, miejscami ślady pleśni, ogólny syf i niekontrolowany rozrost powoju, który zdążył w parę tygodni opleść od spodu prawie każdą z posadzonych tej wiosny roślin. Większość posadzonych roślin jako tako się trzyma, być może dlatego, że w tych makabrycznych warunkach żyły tylko kilka tygodni a nie miesięcy czy lat.
Piszę o tym, bo po przeczytaniu wątku widzę, że są jeszcze osoby, które w "matę na chwasty" wierzą. Ja widząc jak świetnie chwasty sobie pod nią poradziły, mam już inne zdanie.
Trochę się rozpisałam ale liczę, że może pomogę innym, szczególnie początkującym ogrodnikom, którzy będą się zastanawiać nad tym czy kłaść matę czy nie.
Przy okazji liczę też na to, że może i nam ktoś pomoże w walce z powojem, bo wiem, że mata zdjęta, część zielona usunięta, a korzenie zostały... Pielenia się nie boję, ale obawiam się, że wyrywając to co na wierzchu wzmacniam to, czego nie widać